Motywy filmowe: dziennikarstwo

sierpnia 11, 2013


Jakiś czas temu zostałam wytypowana przez Arkadiusza  do zabawy w motywy filmowe, zainicjowanej przez FILM Planeta. Moim zadaniem jest podanie siedmiu tytułów krążących wokół tematyki dziennikarstwa, cóż przyznam się że miałam malutkie kłopoty w wyborze, ale ostatecznie jako tako dałam sobie radę.

Prywatnie sama od czasu do czasu pracuję jako wolny strzelec i w przyszłości marzy mi się stała współpraca z Andy Warhol's Interviev lub iD lub lub lub, pod tym względem jestem jeszcze niezdecydowana. Zanim to jednak nastąpi mam masę czasu do ćwiczenia, ćwiczenia i kontynuacji swojej samotnej nauki (jestem raczej samoukiem, źle się czuję w grupie). Póki co delektuję się każdym malutkim sukcesem i udowadnianiem temu i owemu, że dyplom to nie wszystko.

No właśnie ilu jest dziennikarzy, absolwentów szkół dziennikarskich, bądź też takowych studiów? Dużo? Raczej mało... czy to dobrze? Sądzę, że jest to raczej temat na osobny mini artykuł, nieprawdaż?

No to wróćmy do rzeczy. Dwa słowa klucz: Film, Dziennikarstwo i mój pierwszy wybór pada na:

1. Dziennik zakrapiany rumem (2011)

Hunter S. Thompson jest jednym z prekursorów tzw New Journalism i wynalazcą stylu gonzo. Postać niewątpliwie kontrowersyjna, jednak mimo tego braku jakiejkolwiek moralności jest jednym z moich autorytetów, jeżeli chodzi o dziennikarstwo.
Produkcja B. Robinsona powstała na podstawie książki pod tym samym tytułem, to historia podchmielonego J. Deppa (po raz kolejny współpracuje z Thompsonem; pierwszy film to Las Vegas Parano) w roli Paula Kempa, który ląduje w Portoryko, gdzie zakochuje się w narzeczonej podstępnego biznesmena, przy okazji trzeźwiejąc i rozpoczyna walkę o wolne media.

Przez jakiś czas zastanawiałam się czy nie wykorzystać tutaj Raoula Duke, dziennikarza sportowego z Las Vegas Parano, ale stwierdziłam, że dosyć o Thompsonie... a produkcja T. Gilliama jest raczej o skutkach kwasu i LSD niż o tworzeniu wiadomości.

2. Good night and good luck (2oo5)

Dosyć długo zwlekałam z seansem, aż w końcu nie mając zielonego pojęcia co dziś zarzucić na ruszt wybrałam pozycję z długiej listy "chce zobaczyć".
Jest to druga próba reżyserska bożyszcza kobiet G. Clooney'a, osobiście nie przepadam za nim zbytnio jako za aktorem, ale po genialnych Idach Marcowych doszłam do wniosku, że lepiej sprawuje się stojąc za, a nie przed kamerą.

"Legendarny dziennikarz stacji CBS, Edward R. Murrow, w połowie lat 50. wypowiedział medialną wojnę senatorowi Josephowi McCarthy'emu, inicjatorowi kampanii, w której znane osobistości ze świata amerykańskiej polityki, kultury i show biznesu oskarżane były o działalność na rzecz komunistów. Działania Murrowa i Freda Friendly'ego, producenta prowadzonego przez niego programu, przyczyniły się do zakończenia działalności McCarthy'ego i Komisji Parlamentarnej do Spraw Działań Antyamerykańskich. To spojrzenie na telewizję współczesną przez pryzmat jej działalności w latach 50-tych. Film rozpoczyna i kończy się sceną przyjęcia, które miało miejsce w 1958 roku, kilka lat po wydarzeniach, o których wspomniałem wyżej. Edward R. Murrow odbiera nagrodę i staje przed swoimi kolegami z branży by wygłosić znaczące przemówienie. Ostrzeżenie, jakie pada z jego ust, do dziś wydaje się aktualne, mało tego - choć ma już niemal 50 lat, zdecydowanie przewiduje, jaki obraz będzie miała telewizja dzisiaj. Rządzą w niej bowiem sponsorzy i wyniki oglądalności, schlebianie tanim gustom i coraz większa infantylizacja. Telewizja coraz bardziej oddala się od misji jaką mogłaby nieść, od wartości jakich mogłaby dostarczać. Telewizja mogłaby mieć ogromne znaczenie w kształtowaniu społecznych postaw, woli jednak ścigać się w poprawianiu wyników."

Klimatyczna produkcja utrzymana w konwencji vintage, nieco ciężkostrawna, takie podejście do drażliwych tematów trzeba po prostu lubić. Warto się temu przyjrzeć, choć zainteresowani dziennikarstwem na pewno ten film już znają.

3. Pierwsza strona (2oo3)

Podczas seansu ciągle mam wrażenie, że już ten film kiedyś widziałam... dopiero przy kolejnym podejściu oświeciło mnie, lata temu oglądałam bardzo podobną do Pierwszej strony produkcję, więc nic nie bójta, nie jest tak źle jak mogło by się na początku wydawać.

"Podstawą scenariusza filmu jest reportaż, który ukazał się w magazynie "Vanity Fair" pod koniec 1998 roku. Film relacjonuje historię błyskawicznej kariery i jeszcze szybszego upadku niejakiego Stephena Glassa. Glass, dwudziestokilkuletni, wygadany młodzieniec, trafia do zespołu redakcyjnego "The New Republic", magazynu podległego partii demokratycznej. Glass, choć najmłodszy w zespole, szybko staje się pupilkiem redaktora naczelnego, Michaela Kelly'ego. Atutem Glassa jest sprawne pióro i zdolność wyszukiwania kontrowersyjnych tematów. To Glass opisuje skandale, jakie wydarzają się na zjeździe młodych członków Partii Republikańskiej. Kolejne teksty Glassa przynoszą mu coraz większą sławę. Stephen zaczyna publikować również w takich magazynach, jak "Harper's", "The Rolling Stone", oraz "George" (wydawcą tego ostatniego jest John F. Kennedy junior, syn zamordowanego prezydenta). Glass jest młody i przystojny, nikt nawet nie podejrzewa, że nie wszystko w jego tekstach jest prawdą. Jedynym, który nie jest przekonany o prawdziwości tekstów Glassa, jest jego redakcyjny kolega, Charles "Chuck" Lane. To Lane pierwszy odkrywa nieprawdziwe informacje, zawarte w tekście o hakerze, który swoją działalnością w Internecie zarobił milion dolarów. Lane'a czeka teraz trudne zadanie: musi nie tylko udowodnić, że jego kolega wielokrotnie napisał nieprawdę, ale też przekonać swojego szefa, że jego pupilek naraził na szwank wiarygodność popularnego magazynu..."

Współcześnie jest cała masa chętnych na szybką i nierzetelną karierę, bo grunt to być sławnym. Ten film jest ku przestrodze, dla osób kierujących się nie moralnością, ale wybujałym ego i niczym innym.
Produkcja aktualna i dziś i najprawdopodobniej za kolejną dekadę. Czyli jakim dziennikarzem nie być.

4. Informator (1999)

"Rok 1995. Pracujący dla stacji CBS Lowell Bergman (Al Pacino) jest producentem "60 minut", uważanych za jeden z najbardziej opiniotwórczych programów w USA. Pewnego dnia dostaje kilkaset stron akt, dotyczących właściwości chemicznych tytoniu. Szuka kogoś, kto mógłby mu je przystępnie objaśnić. Jego wybór pada na Jeffrey'a Wiganda (Russell Crowe). Był on wiceprezesem spółki Brown & Williamson, jednego z siedmiu największych koncernów tytoniowych. Został jednak niedawno zwolniony z niejasnych przyczyn. Podczas wstępnej rozmowy w hotelu Lowell orientuje się, że Jeffrey jest w posiadaniu pewnych bardzo ważnych informacji. Film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, które doprowadziły do wybuchu jednego z największych procesów sądowych w historii Stanów Zjednoczonych."

Całkiem przyzwoity film o podobnym dziale dziennikarskim co produkcja na pozycji nr 6.

5. Zodiak (2oo7)

O tej produkcji pisałam już TU skromnie, ale coś tam jest (:P)
Co prawda tematem głównym jest polowanie na tajemniczego zabójcę, a zabawa w kotka i myszkę z mediami schodzi na dalszy plan. W Zodiaku media grają rolę pośrednika, z ich pomocą 'killer' komunikuje się ze swoimi 'fanami' i  'hejterami', komunikacja z redakcją gazety jest swoistym sposobem na wydłużenie swojej sławy ponad przysłowiowe pięć minut, metoda, z której współcześnie korzysta wiele gwiazdek i pań z sąsiedztwa chcących zasmakować trochę więcej uwagi publiczności (patrz Fakt)


6. Prawdziwa zbrodnia (1999)

"Steve Everett jest 60-letnim dziennikarzem The Oakland Tribune. To nadmierny pociąg do alkoholu i ... kobiet spowodował, że musiał opuścić Nowy Jork i pisać dla podrzędnej gazety. Redaktorem naczelnym dziennika jest jego przyjaciel Alan Mann, a największym wrogiem Bob, z którego żoną Steve ma romans. Gdy pewnego dnia w wypadku samochodowym ginie redakcyjna koleżanka Everetta, ten przejmuje jej materiał na temat skazanego na śmierć domniemanego zabójcy - Franka Beachuma. Niespodziewanie dla samego, Steve odkrywa iż Beachum jest niewinny. Do wykonania wyroku pozostało 12 godzin."


Stare dobre kino, interesujące spojrzenie na dziennikarstwo śledcze/ obywatelskie cieszącym, albo też ubolewającym nad słabnącą sławą. 

7. Co za życie (2oo2)

Jeden z tych najmniej przeze mnie lubianych filmów, jednak umieściłam go tutaj, bo nic innego nie przyszło mi na tą chwilę do głowy.

"Lanie Kerrigan, młoda, piękna i ambitna reporterka programu śniadaniowego, jest wschodzącą gwiazdą telewizji w Seattle. Ma świetną pracę, piękne mieszkanie i idealnego chłopaka, baseballistę Cala Coopera. Na świat i samą siebie patrzy przez różowe okulary. Pochłonięta pokonywaniem kolejnych stopni kariery nie zauważa, że traci kontakt z najbliższymi. Jest perfekcjonistką w przeciwieństwie do otaczających ją osób, a zwłaszcza Pete'a, kamerzysty, z którym drze koty od czasu ich nieudanego romansu. Pete jest przeciwieństwem chorobliwie ambitnej Lanie. Porzucił pracę w Nowym Jorku i przeniósł do Seattle, aby być bliżej syna i byłej żony. Nie zależy mu na karierze. Kiedyś chciał być najlepszy w tym co robi, ale dziś ma inne priorytety: chce być dobrym ojcem dla swego dorastającego syna. Pewnego dnia doskonały świat Lanie Kerrigan zaczyna się walić. Uliczny "prorok" Jack mówi jej, że wiedzie bezsensowne życie i umrze w ciągu tygodnia. Ponieważ wszystkie przepowiednie bezdomnego Jacka sprawdzają się, Lanie postanawia przewartościować wszystko, czym do tej pory żyła. Zdaje sobie sprawę, że ma na to zaledwie siedem dni."


Pomimo obiecującej fabuły ten film jest nie udany. Dziennikarstwo śniadaniowe jest ugryzione nie z tej strony, co nie nadaje smaczku programom używanym w celach promocyjnych celebrytów/ celebrytek danej stacji TV, znacznie lepiej zajęto się tą tematyką w produkcji Good Morning TV (2010), choć i tam bardziej skupiamy się na produkcji i potyczkach journalistów niż nad fenomenem programów śniadaniowych.

Generalnie, kto na serio jest zainteresowany dziennikarstwem, niech nie kieruje się produkcjami wyżej wymienionymi (no może trochę), lecz lepiej jest sięgnąć po książki i liczne warsztaty organizowane tu i ówdzie. Mi od dziecka nauczyciele powtarzali, że do tego zawodu trzeba mieć po prostu to coś (ja to niby mam :P) i duży głód na newsy wszelkiego rodzaju no i jako tako pewną siłę przebicia. Nie jest tajemnicą, że obecnie zamiast rzetelności gloryfikuje się motto "kto pierwszy ten  lepszy" obojętnie czy są to informacje z palca wyssane czy podyktowane przez wszechmogących sponsorów, nie wróży to najlepiej na przyszłość. Jedyne co nam pozostaje to uparcie trwać przy swoim, samemu się szkolić, cenić swoją indywidualność i nie dać się przekabacić i w magiczny sposób tworzyć badziewie dyktowane przez osoby, które poza pieniędzmi i znajomościami nie mają ani moralności ani wystarczającej wiedzy o danej tematyce.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale grunt to nie dać się sprzedać, bo najwyraźniej ten gatunek jest już na wyginięciu, a wszystko za sprawą pogoni za 'zielonymi' i szybką sławą.


PS. kilka najbliższych postów zaplanowałam jako automatyczną publikację, żebyście mi stąd nie pouciekali jak mnie nie będzie :P

You Might Also Like

4 komentarze

Popular Posts