30 Day book challenge
Day4: Favorite book of your favorite series
O ulubionej książce z ulubionej serii wspominałam już w dniu pierwszym.
Jest to czwarta część sagi S.Kinga "Mroczna Wieża: Czrnoksiężkin i kryształ", gdzie Roland Deschain wspomina swój trening i pierwszą misję, gdzie poznaje miłość swojego życia, Susan. Lubię ją ze względu na wątek autobiograficzny ostatniego rewolwerowca w świecie alternatywnym, takie moje małe zboczenie literackie.
Na drugim miejscu pląsuje się piąte część wyżej wymienionej sagi "Mroczna Wieża: Wiatr przez dziurkę od klucza", którą niedawno co nabyłam i pożarłam w jeden dzień. Prócz drugiej misji Rolanda czytelnik zapoznaje się z legendą o Timie "dzielne serce" i lepiej zapoznaje się z tamtejszym światem.
Day4: Favorite book of your favorite series
O ulubionej książce z ulubionej serii wspominałam już w dniu pierwszym.
Jest to czwarta część sagi S.Kinga "Mroczna Wieża: Czrnoksiężkin i kryształ", gdzie Roland Deschain wspomina swój trening i pierwszą misję, gdzie poznaje miłość swojego życia, Susan. Lubię ją ze względu na wątek autobiograficzny ostatniego rewolwerowca w świecie alternatywnym, takie moje małe zboczenie literackie.
Na drugim miejscu pląsuje się piąte część wyżej wymienionej sagi "Mroczna Wieża: Wiatr przez dziurkę od klucza", którą niedawno co nabyłam i pożarłam w jeden dzień. Prócz drugiej misji Rolanda czytelnik zapoznaje się z legendą o Timie "dzielne serce" i lepiej zapoznaje się z tamtejszym światem.
Blacque M.
30 Day book challenge
Day 3: Your favorite series
Zazwyczaj nie czytuję całych serii zwłaszcza jeżeli nie za bardzo wiadomo kiedy ma wyjść następna część (patrz "Gra o Tron"), zdarza się że po prostu zapominam o tym co i jak (jeżeli podczas lektura zdarza mi się uciekać myślami gdzie indziej).
Prócz "Władcy Pierścieni" ,moją ulubioną jest saga S.Kinga "Mroczna Wieża", wyjątkowo polubiłam literaturę fantasy, od której przeważnie uciekam.
Serie kryminalne autorstwa A.Christie, czy też J. Nesbo mają to do siebie, że obojętnie za którą część się zabiorę to wiadomo 'o co kaman'. Nie wyobrażam sobie bym miała przygody ostatniego Rewolwerowca w świecie alternatywnym zaczynać od środka, już itak miewałam problemy kiedy na zmianę czytałam tłumaczenie niemieckie, angielskie i polskie, gdzie nazwy postaci, miejsc, wydarzeń zupełnie różniły się od siebie.
Za "Grę o tron" próbuję się zabrać od ponad roku, ostrasza mnie cena (nowe wydanie ok.15euro za książkę), a w antykwariatach (za ok 5euro) jest każda inna część tylko nie trzy pierwsze, aggrr!
Chyba że ktoś z was jest zdania że można zacząć od połowy, a potem wracać do początku i przy tym się nie pogubić?
Day 3: Your favorite series
Zazwyczaj nie czytuję całych serii zwłaszcza jeżeli nie za bardzo wiadomo kiedy ma wyjść następna część (patrz "Gra o Tron"), zdarza się że po prostu zapominam o tym co i jak (jeżeli podczas lektura zdarza mi się uciekać myślami gdzie indziej).
Prócz "Władcy Pierścieni" ,moją ulubioną jest saga S.Kinga "Mroczna Wieża", wyjątkowo polubiłam literaturę fantasy, od której przeważnie uciekam.
Serie kryminalne autorstwa A.Christie, czy też J. Nesbo mają to do siebie, że obojętnie za którą część się zabiorę to wiadomo 'o co kaman'. Nie wyobrażam sobie bym miała przygody ostatniego Rewolwerowca w świecie alternatywnym zaczynać od środka, już itak miewałam problemy kiedy na zmianę czytałam tłumaczenie niemieckie, angielskie i polskie, gdzie nazwy postaci, miejsc, wydarzeń zupełnie różniły się od siebie.
Za "Grę o tron" próbuję się zabrać od ponad roku, ostrasza mnie cena (nowe wydanie ok.15euro za książkę), a w antykwariatach (za ok 5euro) jest każda inna część tylko nie trzy pierwsze, aggrr!
Chyba że ktoś z was jest zdania że można zacząć od połowy, a potem wracać do początku i przy tym się nie pogubić?
Blacque M.
PS. do tych co czytali "Mroczną Wieżę"- warto kupować komiksy z tej sagi?
Opowiedz mi o deszczu (2oo8)
Francuskie kino inaczej. Lekka mądra opowiastka o tym, że czasami ideały zostają brutalnie zdeptane przez rzeczywistość, w przypadku głównych bohaterów tego filmu wychodzi im to tylko na lepsze.
Dwójka reżyserów amatorów postanawia nakręcić film dokumentalny o kobietach sukcesu, pod ich obstrzałem staje zatwardziała feministka kontra siostra, przykładna matk i żonka.
Zmiany bywają ciężkie, ale też oczyszczające.
Pan od muzyki (2oo4)
Filmweb ostatnio coś ciągle poleca mi produkcje, których akcja dzieje się w poprawczaku. Tym razem widz prócz złego dyrektora i dobrego opiekuna dostaje sporą dawkę świetnej muzyki.
Zazwyczaj w filmach tego typu rolę bohaterów odgrywają mężczyźni, a gdzie są kobiety ja się pytam?
Pan od muzyki jest niewysoki, nieco nieśmiały i szuka nowych talentów, przez czysty przypadek odkrywa talenty wokalne jego podopiecznych, wtedy chłopcy tworzą śpiewają ku złości dyrektora placówki.
Oczywiście historia posiada wzloty i upadki, jednakże prowadzi do happy endu.
Francuskie kino inaczej. Lekka mądra opowiastka o tym, że czasami ideały zostają brutalnie zdeptane przez rzeczywistość, w przypadku głównych bohaterów tego filmu wychodzi im to tylko na lepsze.
Dwójka reżyserów amatorów postanawia nakręcić film dokumentalny o kobietach sukcesu, pod ich obstrzałem staje zatwardziała feministka kontra siostra, przykładna matk i żonka.
Zmiany bywają ciężkie, ale też oczyszczające.
Pan od muzyki (2oo4)
Filmweb ostatnio coś ciągle poleca mi produkcje, których akcja dzieje się w poprawczaku. Tym razem widz prócz złego dyrektora i dobrego opiekuna dostaje sporą dawkę świetnej muzyki.
Zazwyczaj w filmach tego typu rolę bohaterów odgrywają mężczyźni, a gdzie są kobiety ja się pytam?
Pan od muzyki jest niewysoki, nieco nieśmiały i szuka nowych talentów, przez czysty przypadek odkrywa talenty wokalne jego podopiecznych, wtedy chłopcy tworzą śpiewają ku złości dyrektora placówki.
Oczywiście historia posiada wzloty i upadki, jednakże prowadzi do happy endu.
Blacque M.
30 Day book challenge:
Day 2: A book that you've read more than 3 times
Żebym choć drugi raz sięgnęła po daną książkę musi mnie ona oczarować, chyba że jest to lektura szkolna, moja polonistka z liceum wręcz uwielbiała katować nas pytaniamy o cytaty z danych dzieł, a jeżeli ich nie znaliśy albo zapominaliśmy o detalach, to szczęściem było dostać przynjamniej 3 z odopwiedzi bez perspektywy kolejnych przepytywanek przy tablicy.Dlatego też po dziś dzień jestem w stanie detalicznie opowiedzieć o danej książce, pod warunkiem że mi przypadła do gustu, a że liceum mam dawno za sobą, nie muszę każdego zdania wkuwać na pamięć, alleluja.
Wracając do wcześniejszego pytania:
F.Dostojewski "Zbrodnia i Kara" - 5x
Lektura szkolna, która już nie raz wyratowała przy pisaniu esejów na studiach.
A.Niffenegger "Miłość ponad czasem" - 5x
Jako nastolatka naczytałam się sporo babcinych Harlequinów, do teraz mało kiedy sięgam po romansidła. Wyżej wymienioną książkę matka kupiła mi kiedy miałam zapalenie płuc i nic do roboty. Tak mną zawładnęła że czytałam ją bez przerwy i nadal stoi w gotowości na półce nieco już podniszczona, szkoda tylko że jej ekranizacja okazała się znacznie odbiegać oryginału, ale itak film widziałam już 3 razy :P
E.E. Schmitt "Przypadek Adolfa H" - 6x
Babciny prezent, a skończyło się na tym że ją sobie zostawiłam. Nie potrafię ubrać w słowa dlaczego tak bardzo tego autora lubię, mimo że dopiero przeczytałam 4 jego książki. Przyjemna lektura na każdą porę.
G.Orwell "Rok 1984" - 5x
Zamiast Orwella polonistka zadała nam "Malowanego Ptaka", mimo to postanowiłam do pamiętnego 'roku' sięgnąć i nadal to robię. Podobnie jak dzieła Dostojewskiego już kilka razy ozdabiał moje nieszczęsne eseje.
Day 2: A book that you've read more than 3 times
Żebym choć drugi raz sięgnęła po daną książkę musi mnie ona oczarować, chyba że jest to lektura szkolna, moja polonistka z liceum wręcz uwielbiała katować nas pytaniamy o cytaty z danych dzieł, a jeżeli ich nie znaliśy albo zapominaliśmy o detalach, to szczęściem było dostać przynjamniej 3 z odopwiedzi bez perspektywy kolejnych przepytywanek przy tablicy.Dlatego też po dziś dzień jestem w stanie detalicznie opowiedzieć o danej książce, pod warunkiem że mi przypadła do gustu, a że liceum mam dawno za sobą, nie muszę każdego zdania wkuwać na pamięć, alleluja.
Wracając do wcześniejszego pytania:
F.Dostojewski "Zbrodnia i Kara" - 5x
Lektura szkolna, która już nie raz wyratowała przy pisaniu esejów na studiach.
A.Niffenegger "Miłość ponad czasem" - 5x
Jako nastolatka naczytałam się sporo babcinych Harlequinów, do teraz mało kiedy sięgam po romansidła. Wyżej wymienioną książkę matka kupiła mi kiedy miałam zapalenie płuc i nic do roboty. Tak mną zawładnęła że czytałam ją bez przerwy i nadal stoi w gotowości na półce nieco już podniszczona, szkoda tylko że jej ekranizacja okazała się znacznie odbiegać oryginału, ale itak film widziałam już 3 razy :P
E.E. Schmitt "Przypadek Adolfa H" - 6x
Babciny prezent, a skończyło się na tym że ją sobie zostawiłam. Nie potrafię ubrać w słowa dlaczego tak bardzo tego autora lubię, mimo że dopiero przeczytałam 4 jego książki. Przyjemna lektura na każdą porę.
G.Orwell "Rok 1984" - 5x
Zamiast Orwella polonistka zadała nam "Malowanego Ptaka", mimo to postanowiłam do pamiętnego 'roku' sięgnąć i nadal to robię. Podobnie jak dzieła Dostojewskiego już kilka razy ozdabiał moje nieszczęsne eseje.
Blacque M.
Traktuję to jako formę 'treningu' do regularnego pisania, chociaż zakładam że będę miała z tym też ubaw.
Chodzi o przeróżnego rodzaju ekshibicjonistyczne zabawy blogerskie, do odstrzału idzie 30 Day Book Challenge.
Trochę musiałam się nagimnastykować by znależć odpowiednie 'polecenia' w sieci aż się od nich roi, tak więc nie każdy musi mieć te same pytania co ja.
Enjoy.
Day 1: Best book you read last year.
Mam problem...
Książki i filmy pożeram w hurtowych ilościach i jest mi bardzo ciężko wybrać z tej gromany coś "naj-", nie że nie pamiętam co czytałam, czy też oglądałam, chodzi raczej o to, że moje 'rankingi' zmieniają się praktycznie co tydzień, to co aktualnie jest moim numerem jeden w marcu może wylecieć z pierwszej dziesiątki i tak dalej.
W zeszłym roku w trzy miesiące delektowałam się sagą S.Kinga "Mroczna wieża", która do tej pory mnie prześladuje, ale że w pytaniu chodzi o jedną książkę to wybiorę sobie cześć czwartą "Czarnoksiężnik i kryształ", gdzie ostatni rewolwerowiec na ziemi opowiada swoim towarzyszom historię swojej młodości. Zawsze miałam słabość do wątków autobiograficznych, zwłaszcza że są na tyle ciekawe, że czyta je się jednym tchem.
Niby nie przepadam za literaturą fantasy, długo uciekałam od tej sagi, aż w końcu mnie dopadła i wciągnęła na dobre ( ach czego się człowiek nie chwyta w obliczu kolokwia z polityki ekonomicznej..).
Przesuwam wzrokiem po moim pokoju, który być może ja pół roku bardziej będzie przypominał mały antykwariat, niż zwykłe cztery kąty, i dochodzę do wniosku, że reguły są po to by je łamać :D
Po lewej stronie "Czarnoksiężnika.." pląsuje się "W Drodze" J. Kerouaca, biblia bitników, która mimo że pisana nieco cięższym językiem najbardziej wryła mi się w pamięć, poprzez tęsknotę za czasami które minęły i nigdy nie wrócą, mimo że urodziłam się w '89, gdybym miała pod ręką maszynę do przenoszenia w czasie bez wanachia wyniosłabym się do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych (chociaż czasami wolałabym lata dwudzieste :P).
Natomiast po prawej stronie czwartej części sagi Kinga znajduje się literackie arcydzieło W. Holdinga "Władcy much", musiałam się nieźle naszukać by znaleźć tą książkę, kiedy pytałam się po znajomych czy też pracownikach księgarni, a w odpowiedzi słyszałam: "chodzi ci o ten komiks z Czesiem" nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać czy płakać.
Przeraża mnie poziom niewiedzy, hej ja sama znawczynią nie jestem, ale mniej więcej wiem co, o czym, kiedy, jak, od kogo, mimo że popełniam gafy związanie z koszmarną pamięcią do nazwisk (moja najgorsza wada) to przynajmniej mam pojęcie co w trawie piszczy.
Ale wróć! "Władcy much" to obowiązkowa laktura dla każdego książkofila, lekko napisana mąci w głowie siłą swojego przekazu, jedna z najlepszych lektur jakie miałam okazje cztać.
Sądzę, że za jakiś rok ta lista ulegnie zmianie, aktoalnie jestem w trakcie "Jesieni patriarchów" Marqueza i coś czuję że wyląduje na wysokiej pozycji "Naj-".
Chodzi o przeróżnego rodzaju ekshibicjonistyczne zabawy blogerskie, do odstrzału idzie 30 Day Book Challenge.
Trochę musiałam się nagimnastykować by znależć odpowiednie 'polecenia' w sieci aż się od nich roi, tak więc nie każdy musi mieć te same pytania co ja.
Enjoy.
Day 1: Best book you read last year.
Mam problem...
Książki i filmy pożeram w hurtowych ilościach i jest mi bardzo ciężko wybrać z tej gromany coś "naj-", nie że nie pamiętam co czytałam, czy też oglądałam, chodzi raczej o to, że moje 'rankingi' zmieniają się praktycznie co tydzień, to co aktualnie jest moim numerem jeden w marcu może wylecieć z pierwszej dziesiątki i tak dalej.
W zeszłym roku w trzy miesiące delektowałam się sagą S.Kinga "Mroczna wieża", która do tej pory mnie prześladuje, ale że w pytaniu chodzi o jedną książkę to wybiorę sobie cześć czwartą "Czarnoksiężnik i kryształ", gdzie ostatni rewolwerowiec na ziemi opowiada swoim towarzyszom historię swojej młodości. Zawsze miałam słabość do wątków autobiograficznych, zwłaszcza że są na tyle ciekawe, że czyta je się jednym tchem.
Niby nie przepadam za literaturą fantasy, długo uciekałam od tej sagi, aż w końcu mnie dopadła i wciągnęła na dobre ( ach czego się człowiek nie chwyta w obliczu kolokwia z polityki ekonomicznej..).
Przesuwam wzrokiem po moim pokoju, który być może ja pół roku bardziej będzie przypominał mały antykwariat, niż zwykłe cztery kąty, i dochodzę do wniosku, że reguły są po to by je łamać :D
Po lewej stronie "Czarnoksiężnika.." pląsuje się "W Drodze" J. Kerouaca, biblia bitników, która mimo że pisana nieco cięższym językiem najbardziej wryła mi się w pamięć, poprzez tęsknotę za czasami które minęły i nigdy nie wrócą, mimo że urodziłam się w '89, gdybym miała pod ręką maszynę do przenoszenia w czasie bez wanachia wyniosłabym się do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych (chociaż czasami wolałabym lata dwudzieste :P).
Natomiast po prawej stronie czwartej części sagi Kinga znajduje się literackie arcydzieło W. Holdinga "Władcy much", musiałam się nieźle naszukać by znaleźć tą książkę, kiedy pytałam się po znajomych czy też pracownikach księgarni, a w odpowiedzi słyszałam: "chodzi ci o ten komiks z Czesiem" nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać czy płakać.
Przeraża mnie poziom niewiedzy, hej ja sama znawczynią nie jestem, ale mniej więcej wiem co, o czym, kiedy, jak, od kogo, mimo że popełniam gafy związanie z koszmarną pamięcią do nazwisk (moja najgorsza wada) to przynajmniej mam pojęcie co w trawie piszczy.
Ale wróć! "Władcy much" to obowiązkowa laktura dla każdego książkofila, lekko napisana mąci w głowie siłą swojego przekazu, jedna z najlepszych lektur jakie miałam okazje cztać.
Sądzę, że za jakiś rok ta lista ulegnie zmianie, aktoalnie jestem w trakcie "Jesieni patriarchów" Marqueza i coś czuję że wyląduje na wysokiej pozycji "Naj-".
Blacque M.
Frankie go boom (2012)
Odmóżdzająca komedyja made in Ju Es Ej o tym jak rodzeństwo potrafi być nieznośne i o pogoni za pornosem domowej produkcji, całkiem zabawna historyjka umilająca leniwie zimowe wieczory (noce).
Nie jest to dramatyczna produkcja, da się ją przełknąć i dobrze się przy tym bawić, a szre komórki potrafią z seansu wyjść nieuszkodzone.
Mój rower (2012)
Z reguły stronię od rodzimego kina zdominowanego przez kiepskie podróbki z kiepską grą aktorską, ale jak to często się zdarza, od reguły bywają wyjątki.
Bardzo dobra produkcja Piotra Trzaskalskiego przybliża widzowi skomplikowaną relację syn-ojciec- dziadek, którzy mimo wzajemnej niechęci pod koneic filmu jednak są w stanie się dogadać.
Seans umila miły krajobraz, przyjemna muzyka oraz bardzo dobra gra aktorska, i czego tu chcieć więcej..
Bestie z południowych krain
Naprawdę ten film jest nominowany do złotej statuetki w kategorii 'najlepszy film'?
Nominacje głównej bohaterki zrozumię, bo jak na ośmioletnie dziecko zagrała w nim naprawdę dobrze, szkoda by tylko było że w razie wygranej dziewczynka dołączyłaby do grona 'młodych, zdolnych, zruinowanych', co jest dosyć prawdopodobne, ale niekoniecznie tak musi być.
W każdym bądźrazie "Bestie.." sprawiły że po pół godzinie spałam jak zabita, przy drugim podejściu starałam się nie zasnąć, co mi się udało, jednak po ok 50minutach zaczęłam przeskakiwać przez poszczególne sceny, wydawało mi się że historia o patologicznej rodzinie mieszkającej w skrajnym ubóstwie jest aż za bardzo naciągana.
Nie przemawia do mnie, ani nie powala na kolana, a jak zdobędzie statuetkę to się delikatnie mówiąc zdenerwuję...
Uśpieni (1996)
Kolejna 'rekomendacja' z FW..jak najbardziej trafiona.
Opowiastka o czterech młodych chłopcach z Nowego Jorku, którzy poprzez biedę mają dwa wyjścia na przyszłość, albo Kościół, albo Mafia. Przez jeden z ich wybryków cała fantastyczna czwórka zostaje skazana na roczny pobyt w poprawczaku. Jednak czas tam, zdaje się mieć własny rytm, który 'umilają' strażnicy lubujący się w przemocy i młodych urwisach.
Historia z tych, gdzie wystarczy kilka chwil, by kompletnie zmienić życie.
Po latach, już nie młodzi , chłopcy mszczą się na oprawcach za wyrządzone zło.
Mocne sceny, monologi L.Carcaterry (który całą historię opisał w książce), dobra gra aktorska, dobre kino idealne do drinka, a może i dwóch.
Szkoła dla łobuzów (2oo3)
Następny film z poprawczakiem w tle, gdzie nauczyciel gra rolę wybawcy i krok po kroku zdobywa zaufanie podopiecznych i umacnia ich w przekonaniu że kilka latek za kratkami nie oznacza, że całe życie musi być się tym złym. Po mimo innego przebiegu zdarzeń i innej tematyki, produkcja jest podobna do wyżej wymienionych "Uśpionych", also drink do łapy i seans start.
Odmóżdzająca komedyja made in Ju Es Ej o tym jak rodzeństwo potrafi być nieznośne i o pogoni za pornosem domowej produkcji, całkiem zabawna historyjka umilająca leniwie zimowe wieczory (noce).
Nie jest to dramatyczna produkcja, da się ją przełknąć i dobrze się przy tym bawić, a szre komórki potrafią z seansu wyjść nieuszkodzone.
Mój rower (2012)
Z reguły stronię od rodzimego kina zdominowanego przez kiepskie podróbki z kiepską grą aktorską, ale jak to często się zdarza, od reguły bywają wyjątki.
Bardzo dobra produkcja Piotra Trzaskalskiego przybliża widzowi skomplikowaną relację syn-ojciec- dziadek, którzy mimo wzajemnej niechęci pod koneic filmu jednak są w stanie się dogadać.
Seans umila miły krajobraz, przyjemna muzyka oraz bardzo dobra gra aktorska, i czego tu chcieć więcej..
Bestie z południowych krain
Naprawdę ten film jest nominowany do złotej statuetki w kategorii 'najlepszy film'?
Nominacje głównej bohaterki zrozumię, bo jak na ośmioletnie dziecko zagrała w nim naprawdę dobrze, szkoda by tylko było że w razie wygranej dziewczynka dołączyłaby do grona 'młodych, zdolnych, zruinowanych', co jest dosyć prawdopodobne, ale niekoniecznie tak musi być.
W każdym bądźrazie "Bestie.." sprawiły że po pół godzinie spałam jak zabita, przy drugim podejściu starałam się nie zasnąć, co mi się udało, jednak po ok 50minutach zaczęłam przeskakiwać przez poszczególne sceny, wydawało mi się że historia o patologicznej rodzinie mieszkającej w skrajnym ubóstwie jest aż za bardzo naciągana.
Nie przemawia do mnie, ani nie powala na kolana, a jak zdobędzie statuetkę to się delikatnie mówiąc zdenerwuję...
Uśpieni (1996)
Kolejna 'rekomendacja' z FW..jak najbardziej trafiona.
Opowiastka o czterech młodych chłopcach z Nowego Jorku, którzy poprzez biedę mają dwa wyjścia na przyszłość, albo Kościół, albo Mafia. Przez jeden z ich wybryków cała fantastyczna czwórka zostaje skazana na roczny pobyt w poprawczaku. Jednak czas tam, zdaje się mieć własny rytm, który 'umilają' strażnicy lubujący się w przemocy i młodych urwisach.
Historia z tych, gdzie wystarczy kilka chwil, by kompletnie zmienić życie.
Po latach, już nie młodzi , chłopcy mszczą się na oprawcach za wyrządzone zło.
Mocne sceny, monologi L.Carcaterry (który całą historię opisał w książce), dobra gra aktorska, dobre kino idealne do drinka, a może i dwóch.
Szkoła dla łobuzów (2oo3)
Następny film z poprawczakiem w tle, gdzie nauczyciel gra rolę wybawcy i krok po kroku zdobywa zaufanie podopiecznych i umacnia ich w przekonaniu że kilka latek za kratkami nie oznacza, że całe życie musi być się tym złym. Po mimo innego przebiegu zdarzeń i innej tematyki, produkcja jest podobna do wyżej wymienionych "Uśpionych", also drink do łapy i seans start.
Blacque M.
Jak zachowujemy się w obliczu śmierci? Jak każdego dnia walczymy z postępującą chorobą gdy ciało odmawia nam posłuszeństwa? Czy rzeczywiście jedyne co możemy zrobić to: poddać się, płakać i zamknąć się w kokonie żalu i nienawiści na cały świat? Odpowiedz brzmi: NIE, a udowadniają nam to małe "łysolki" z tytułowego czwartego piętra. To właśnie od tych młodych bohaterów uczymy się, że nawet w tak ekstremalnej sytuacji można się zakochać, bawić i czerpać ogromną radość z życia, nawet jeśli mamy przeciwko sobie skostniałych doktorów, usiłujących zabić w nas tę energię. To oni pokazują nam , że nawet w tak ciężkiej sytuacji można cieszyć się każdym dniem, pełni nadziei uśmiechać się i przede wszystkim wierzyć, że walka o to życie ma sens( opis z FW).
Pośród wielu produkcji, w których jedną z głównych ról gra ciężka choroba, dzieło A. Mercero wyróżnia się optymistycznym podejściem do życia pomimo śmiertelnej choroby.
Chłopcy serwują dowcipy pielęgniarkom i lekarzom, urządzają wyścigi na wózkach inwalidzkich, wykradają się nocą do piwnicy na beatboxowe koncerty, marzą o pizzy i o nowych protezach. Wszędzie, gdzie osoby dorosłe widzą ból i śmierć, łysolki widzą zabawę . Ich pobyt na onkologicznym oddziale pewnego hiszpańskiego szpitala jest wędrówką przez ciemny tunel w stronę światełka i wyjścia na zewnątrz do równieśników.
"4. Piętro" powinni wszyscy pesymiści widzieć, powinni zobaczyć, że mimo katastrofy należy mieć wiarę na lepsze jutro, bo "Everybody wants happiness, nobody wants pain, but you can't have a rainbow without a little rain".
Blacque M.
"I am not a Hipster" to historia młodego utalentowanego muzyka, który stroni od sławy i rozgłosu, a na każdą propozycję wywiadu czy też zapowiedź reaguje dosyć nerwowo.
Ot typowy niezrozumiały artysta, który w komponowaniu widzi ucieczkę od prawdziwego życia.
Brooka poznajemy jako smutasa, którego jego przyjaciel- artysta Clark za pomocą trzech wybuchowych sióstr muzyka próbuje przywrócić pośród żywych.
Dopiero wraz z biegiem akcji dowiadujemy się co jest powodem takiego a nie innego zachowania głównego bohatera. Otóż po śmierci ukochanej matki Brook zaczyna tworzyć muzykę jako hołd dla niej, same melancholijne kawałki przy brzmieniu gitary akustycznej oraz bębnów.
Uczta dla uszu, lek dla duszy.
Artysta - hipster jest przeciwny muzyce z komputera i wszelkiemu kiczowi, który zapełnia kulturę wydobywając na wierzch same śmieci, a te prawdziwe perły pozostawiając nieodkryte... natomiast dla Clarka sztuka jest zabawą i każdy robi z nią to co zechce, byle by tylko sprawiało mu to radość.
A wy za którym z nich się opowiecie?
W "I am not a hipster" nie ma ani strzelanin, ani emocjonalnej kolejki górskiej, ani psychologicznych pogadanek, produkcja Destina Crettona ujmuje swoją prostotą i trafnością, pokazując powolne wyjście z żałoby i ponowne otwarcie się na świat.
W pewnych momentach Brook przypominał mi aktorkę, która zagrała główną rolę w filmie "Cześć Tereska", po premierze dziewczyna miała duże szanse na karierę i wyrwanie się z ubóstwa, szanse, które pozostały niewykorzystane... dopiero pod koniec filmu zrozumiałam, że bohater, który 'nie jest hipsterem' nie pragnie ani kariery a ni 'zielonych', tylko pragnie spokoju ducha, na razie, a potem to zobaczymy.
Bardzo dobre, mądre kino, idealne na szarą burą pogodę za oknem, jest niczym malutkie światełko w tunelu, które woła 'zaraz znów będzie wiosna', mimo że w ostatnie scenie się popłakałam, teraz jestem już spokojniejsza. Nie jest to 'rasowa' ambitna produkcja, nie trzeba tam się zbytnio wysilać by cokolwiek zrozumieć, bo po jakimś czasie widz ma wszystko serwowane na tacy pod sam nos, a to co z tym fantem zrobić to zależy od nas samych...
Blacque M.
Odwróceni zakochani (2012)
Ona na górze, On na dole, niby zwyczajna pozycja tyle że między kochankami działa odwrotna grawitacja (czy jakoś tak..). Poznają się Ona traci pamięć, On się nie poddaje i walczy o swoją 'walentynkę', brzmi znajomo.
Niby prosty scenariusz urozmaicony dobrymi efektami specialnymi i prawami fizyki, sprawia że "Odwróconych.." ogląda się wręcz z przyjemnością, chociaż teraz sama nie wiem co było fajniejsze, film czy może lody o smaku owoców leśnych Carte D'or...
Anna Karenina (2012)
Nie oglądałam wzceśniejszych ekranizacji tej książki, olaboga ja nawet jej nie czytałam, dlatego nie będę tu nic do niczego porównywać.
Historia młodej zamężnej damulki, która zakochuje się bez pamieci w młodszym oficerze, niby pięknie ładnie, ale jak na te czasy uzyskanie rozwodu nie było takie łatwe, plus plotki i wykluczenie ze społeczeństwa, wypisz wymaluj- melodramat.
Spodobało mi się ujęcie całej tej opowiastki w ramy teatru, który uwypuklał wszelkie działania bogatych Rosjan, ukazywał sztuczność ówczesnego świata, gdzie kobiety musiały trzymać język za zębami a nerwy na wodzy, natomiast mężczyźni udawali że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nędznicy (2012)
Nie sądzę, by ten film otrzymał Oskara za najlepszą produkcję, w ogóle tegoroczne nominacje są jakieś takie...słabe.
Jak w przypadku "Anny.." wcześniej nie miałam do czynienia ani z książką, ani z wcześniejszymi ekranizacjami, jednak mam w planach na przyszły tydzień obejrzeć którąś ze starszych wersji. Nie jestem wielką fanką musicali, śpiew aktorów mnei nie urzekł, Pani A.H. z jednaj strony świetnie zagrała, a z drugiej cały czas mnie irytowała, wydawało mi się że mocno przesadza z emocjami, pierwszą połowę przełknęłam dobrze, przy drugiej zaczęłam się krztusić, aż w końcu zaczęłam przeskakiwać przez poszczególne sceny do końca.
wniosek: za dużo reklamy, za mało dobrego kina.
Lincoln (2012)
Po wchłonięciu tej produkcji, doszłam do wniosku, że powinni dać inny tytuł, np. 'Człowiek, który zniósł niewolnictwo" czy coś w ten deseń. Bardziej niż biografia, jest to film o mocnym zabarwieniu polityczno- historycznym, ówczesnego prezydenta poznajemy przez pryzmat trzynastej poprawki, zupełnie inny punkt widokowy w porównaniu do "Lincoln, łowca wapmirów", gdzie widz go poznał także prywatnie.
Niby noszą to samo imię i nazwisko, ale są to zupełnie inne osoby, wydaje się że łowca jest bliższy publice, aniżeli Lincoln rozmawiający z żołnieżami.
Jednak spośrod nominowanych do złotego chłopca, sądzę że te pradukcjia Spielberga ma największe szanse na zwycięstwo.
Perfect Blue (1998)
Jako nastolatka wręcz maniakalnie oglądałam wszelkiego rodzaju anime, zazwyczaj w formie serialu niż filmu kinowego (byłam tylko na "Metropolis"). Na 'idealny niebieski' natknęłam się przez FW (90% zgodności :P).
Krótka historia o piosenkareczce, której marzy się sława aktoreczki i zerwanie z 'imidżem' gwiazdki pop. tylko, że taka zmiana niesie ze sobą konsekwencje i... trupy. Główna bohaterka jest na rozstaju dróg, chce być inną osobą, ale jej alter ego nie chce do tego dopuścić...
Oglądając tą japońską anime, odrazu widać że ma już swoje latka, mimo to ogląda się ją w napięciu a po napisie "The end" chce się krzyknąć, "co tak krótko?", bardzo dobra produkcja krymianlno-psychologiczna, gdzie nie ma ani robotów, ani półnagich uczennicach z miseczką F, kompletnie różni się od tych, które współcześnie Japonia wypuszcza na rynek.
Ona na górze, On na dole, niby zwyczajna pozycja tyle że między kochankami działa odwrotna grawitacja (czy jakoś tak..). Poznają się Ona traci pamięć, On się nie poddaje i walczy o swoją 'walentynkę', brzmi znajomo.
Niby prosty scenariusz urozmaicony dobrymi efektami specialnymi i prawami fizyki, sprawia że "Odwróconych.." ogląda się wręcz z przyjemnością, chociaż teraz sama nie wiem co było fajniejsze, film czy może lody o smaku owoców leśnych Carte D'or...
Anna Karenina (2012)
Nie oglądałam wzceśniejszych ekranizacji tej książki, olaboga ja nawet jej nie czytałam, dlatego nie będę tu nic do niczego porównywać.
Historia młodej zamężnej damulki, która zakochuje się bez pamieci w młodszym oficerze, niby pięknie ładnie, ale jak na te czasy uzyskanie rozwodu nie było takie łatwe, plus plotki i wykluczenie ze społeczeństwa, wypisz wymaluj- melodramat.
Spodobało mi się ujęcie całej tej opowiastki w ramy teatru, który uwypuklał wszelkie działania bogatych Rosjan, ukazywał sztuczność ówczesnego świata, gdzie kobiety musiały trzymać język za zębami a nerwy na wodzy, natomiast mężczyźni udawali że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nędznicy (2012)
Nie sądzę, by ten film otrzymał Oskara za najlepszą produkcję, w ogóle tegoroczne nominacje są jakieś takie...słabe.
Jak w przypadku "Anny.." wcześniej nie miałam do czynienia ani z książką, ani z wcześniejszymi ekranizacjami, jednak mam w planach na przyszły tydzień obejrzeć którąś ze starszych wersji. Nie jestem wielką fanką musicali, śpiew aktorów mnei nie urzekł, Pani A.H. z jednaj strony świetnie zagrała, a z drugiej cały czas mnie irytowała, wydawało mi się że mocno przesadza z emocjami, pierwszą połowę przełknęłam dobrze, przy drugiej zaczęłam się krztusić, aż w końcu zaczęłam przeskakiwać przez poszczególne sceny do końca.
wniosek: za dużo reklamy, za mało dobrego kina.
Lincoln (2012)
Po wchłonięciu tej produkcji, doszłam do wniosku, że powinni dać inny tytuł, np. 'Człowiek, który zniósł niewolnictwo" czy coś w ten deseń. Bardziej niż biografia, jest to film o mocnym zabarwieniu polityczno- historycznym, ówczesnego prezydenta poznajemy przez pryzmat trzynastej poprawki, zupełnie inny punkt widokowy w porównaniu do "Lincoln, łowca wapmirów", gdzie widz go poznał także prywatnie.
Niby noszą to samo imię i nazwisko, ale są to zupełnie inne osoby, wydaje się że łowca jest bliższy publice, aniżeli Lincoln rozmawiający z żołnieżami.
Jednak spośrod nominowanych do złotego chłopca, sądzę że te pradukcjia Spielberga ma największe szanse na zwycięstwo.
Perfect Blue (1998)
Jako nastolatka wręcz maniakalnie oglądałam wszelkiego rodzaju anime, zazwyczaj w formie serialu niż filmu kinowego (byłam tylko na "Metropolis"). Na 'idealny niebieski' natknęłam się przez FW (90% zgodności :P).
Krótka historia o piosenkareczce, której marzy się sława aktoreczki i zerwanie z 'imidżem' gwiazdki pop. tylko, że taka zmiana niesie ze sobą konsekwencje i... trupy. Główna bohaterka jest na rozstaju dróg, chce być inną osobą, ale jej alter ego nie chce do tego dopuścić...
Oglądając tą japońską anime, odrazu widać że ma już swoje latka, mimo to ogląda się ją w napięciu a po napisie "The end" chce się krzyknąć, "co tak krótko?", bardzo dobra produkcja krymianlno-psychologiczna, gdzie nie ma ani robotów, ani półnagich uczennicach z miseczką F, kompletnie różni się od tych, które współcześnie Japonia wypuszcza na rynek.
Blacque M.
Savages: Ponad bezprawiem (2012)
Jeden z lepszych amerykańskich filmów sensacyjnych, akcja kręci się nie wokół "maryśki", trójkąta miłosnego oraz psychopatycznego meksykańskiego kartelu.
Zamiast krwawej jatki widz dostaje całkiem przyzwoitą fabułę z niewielką ilością krwi, za to z dobrą intrygą. Dodajmy do tego grę aktorską na poziomie( pominę pochwały dla pani B.L. bo dla mnie w postaci O. zamiast męczennicy widzę laleczkowatą Serenę z GG) i popcorn. Życzę udanego seansu.
Bronson (2oo9)
Ostatnio miałam taką malutką fazę na filmy z zabójczym Tomem Hardy, na "Bronsona" natkęłam się przypadkowo kiedy chcąc nie chcąc weszłam na forum FW.
I co ja wam o tym mogę powiedzieć ?
Eureka!
Tom Hardy wciela się w rolę mięśniaka, któremu bardzo, bardzo ale to baaaaaaaardzo zależy na sławie...którą ostatecznie zdobywa jako.... najbardziej znany więzień w Anglii ukrywający się pod pseudonimem Charles Bronson, a gra tam wyśmienicie. Widz może mieć wrażenie jakoby pan H. był wręcz urodzony do zagrania tej roli a zamaist świecić oczkami w stronę przystojniaka zaczyna się go bać.
Moja przygoda z filmami zaczęła się trzy lata temu, wcześniej nie byłam ignorantką, ale starałam się być na czasie, mimo to dziwię się że mimo Taaaaaaaakiej roli nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, ani o aktorze ani o filmie. Polecam i oprawiam etykietką "klasyk", bo w mojej opinii jeszcze nie raz wrócę i wspomnę o tej produkcji.
Gangster (2012)
Hmmm... czy już kiedyś wspominałam jaką mam słabość do filmów gangsterskich?
Czasami jest mi naprawdę ciężko ocenić takowe produkcje lodowatym spojrzeniem...
"Gangster" jest inny, podobnie jak w "Savages" intryga bierze górę nad potokiem krwi, a Tom Hardy wydaje się wręcz stworzony do roli groźnego Forresta, który skrywa serce pod górą mięśni.
Dodać do tego świetną oprawę muzyczną plus piwko i ma się malutką bryłkę złota jak się patrzy.
Ostatnio dosyć często krytykowałam produkcje made in JU ES EJ, ale teraz muszę przyznać że powoli zaczynają wracać na właściwe tory.
Antychryst (2oo9)
Nie, nie mam zamiaru wylewać wiadra pomyj na tą "nieco" nieudaną produkcję Larsa von T..
Mimo że jestem jego wielką fanką, "Antychryst" pozostawia mnie nieco zdezorientowaną. Wg pana v. T. antychrystem nei jest człowiek ale natura..ludzka natura, aczkolwiek przyroda gra w nim także dużą rolę.
Po utracie dziecka pewna para postanawia na kilka dni 'odsapnąć' na łonie natury by dojść do siebie, zamiast psychologicznych pogadanek jest dużo seksu i agresji, to nie ten reżyser którego tak lubię, chociaż każdy ma moment słabości, chyba że ktoś może podać przykłady kogoś kto przez cały czas jest w stanie utrzymać ten sam poziom?
Freddy kontra Jason (2oo3)
Jason w hokejowej masce budził we mnie obrzydzenie, chociaż niektóre części "Piątek Trzynastego" oglądałam przez palce, Freddiego natomiast wcześniej nie znałam.
Wśród filmów grozy prócz panny z "Klątwy" lubiłam eks topielca- zabójcę, a podczas leniwego seansu pojedynku pana J. z panem F. oczywiście kibicowałam temu pierwszemu.
Poprzez lata moje podejście do tego typu produkcji się zmieniło, potrafię spać z jedną nogą pod kołdrą a z drugą na i nie bać się że jakiś stwór zapragnie mnie pożreć czy cos, bardziej obawiam się innych rzeczy...ale mimo to ciągle i ciągle sięgam do nich w nadziei że może jednak ten gatunek nie tak całkiem upadł...
Posty zbiorowe rządzą ! :D
Jeden z lepszych amerykańskich filmów sensacyjnych, akcja kręci się nie wokół "maryśki", trójkąta miłosnego oraz psychopatycznego meksykańskiego kartelu.
Zamiast krwawej jatki widz dostaje całkiem przyzwoitą fabułę z niewielką ilością krwi, za to z dobrą intrygą. Dodajmy do tego grę aktorską na poziomie( pominę pochwały dla pani B.L. bo dla mnie w postaci O. zamiast męczennicy widzę laleczkowatą Serenę z GG) i popcorn. Życzę udanego seansu.
Bronson (2oo9)
Ostatnio miałam taką malutką fazę na filmy z zabójczym Tomem Hardy, na "Bronsona" natkęłam się przypadkowo kiedy chcąc nie chcąc weszłam na forum FW.
I co ja wam o tym mogę powiedzieć ?
Eureka!
Tom Hardy wciela się w rolę mięśniaka, któremu bardzo, bardzo ale to baaaaaaaardzo zależy na sławie...którą ostatecznie zdobywa jako.... najbardziej znany więzień w Anglii ukrywający się pod pseudonimem Charles Bronson, a gra tam wyśmienicie. Widz może mieć wrażenie jakoby pan H. był wręcz urodzony do zagrania tej roli a zamaist świecić oczkami w stronę przystojniaka zaczyna się go bać.
Moja przygoda z filmami zaczęła się trzy lata temu, wcześniej nie byłam ignorantką, ale starałam się być na czasie, mimo to dziwię się że mimo Taaaaaaaakiej roli nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, ani o aktorze ani o filmie. Polecam i oprawiam etykietką "klasyk", bo w mojej opinii jeszcze nie raz wrócę i wspomnę o tej produkcji.
Gangster (2012)
Hmmm... czy już kiedyś wspominałam jaką mam słabość do filmów gangsterskich?
Czasami jest mi naprawdę ciężko ocenić takowe produkcje lodowatym spojrzeniem...
"Gangster" jest inny, podobnie jak w "Savages" intryga bierze górę nad potokiem krwi, a Tom Hardy wydaje się wręcz stworzony do roli groźnego Forresta, który skrywa serce pod górą mięśni.
Dodać do tego świetną oprawę muzyczną plus piwko i ma się malutką bryłkę złota jak się patrzy.
Ostatnio dosyć często krytykowałam produkcje made in JU ES EJ, ale teraz muszę przyznać że powoli zaczynają wracać na właściwe tory.
Antychryst (2oo9)
Nie, nie mam zamiaru wylewać wiadra pomyj na tą "nieco" nieudaną produkcję Larsa von T..
Mimo że jestem jego wielką fanką, "Antychryst" pozostawia mnie nieco zdezorientowaną. Wg pana v. T. antychrystem nei jest człowiek ale natura..ludzka natura, aczkolwiek przyroda gra w nim także dużą rolę.
Po utracie dziecka pewna para postanawia na kilka dni 'odsapnąć' na łonie natury by dojść do siebie, zamiast psychologicznych pogadanek jest dużo seksu i agresji, to nie ten reżyser którego tak lubię, chociaż każdy ma moment słabości, chyba że ktoś może podać przykłady kogoś kto przez cały czas jest w stanie utrzymać ten sam poziom?
Freddy kontra Jason (2oo3)
Jason w hokejowej masce budził we mnie obrzydzenie, chociaż niektóre części "Piątek Trzynastego" oglądałam przez palce, Freddiego natomiast wcześniej nie znałam.
Wśród filmów grozy prócz panny z "Klątwy" lubiłam eks topielca- zabójcę, a podczas leniwego seansu pojedynku pana J. z panem F. oczywiście kibicowałam temu pierwszemu.
Poprzez lata moje podejście do tego typu produkcji się zmieniło, potrafię spać z jedną nogą pod kołdrą a z drugą na i nie bać się że jakiś stwór zapragnie mnie pożreć czy cos, bardziej obawiam się innych rzeczy...ale mimo to ciągle i ciągle sięgam do nich w nadziei że może jednak ten gatunek nie tak całkiem upadł...
Posty zbiorowe rządzą ! :D
Blacque M.
Dzisiejsze Czasy (1936)
Charlie jak zwykle jako pechowiec, od ciągłej pracy na taśmie w dużej fabryce czegoś tam doznaje załamania nerwowego, jakby tego było mało, przysłowiowe nowe życie po wyjściu ze szpitala rozpoczyna lądując za kratkami. Mimo ciągłego pecha optymizm nie opuszcza go ani na sekundę i tym samym udowadnia że do szczęścia potrzebna jest druga połówka a nie stała praca.
Bo pielgrzymi mają czasem lepiej.
Mimo kiepskiej jakości jest to ponadczasowa produkcja, która nawet w "dzisiejszych" czasach jest w stanie wkraść się do mainstreamowego społeczeństwa, przykładowo w postaci ruchu "slow life", który nakłania nas do zredukowania paru biegów i cieszenia się życiem, powoli i bez stresu.
Nie jest to jednak takie łatwe jak się wydaje, 'slow life' to też ciężka harówa (bez nałogów, zmiana przyzwyczajeń etc), zmiana jest efektowna, ale czasami tylko na krótką chwilkę, aż do nowego trendu.
Pracowity dzień Mabel (1914)
Charlie w roli złodzieja kiełbasek wywołuje chaos na torzy wyścigowym.
Charlie się kocha (1914)
Zabawny pijaczek próbuje złamać IX przykazanie, ale niestety...
Młotek Charliego (1914)
"Gdzie dwóch się bije....."
Charlie i Fatty bawią się (1914)
Jest ich dwóch: jeden bije żonę, a drugi jest przez swoją bity
Cecha wspólna: miłość do alkoholu i problemów
Charlie i Fatty na ringu (1912)
Pewnei grubasek postanawia udowodnić swe męstwo i staje do walki z pewnym championem.
Ch. Ch. wysjępuje tutaj tylko przez parę minutek, jednak jego imię już wtedy stawało się marką, dlatego na plakacie jest tłustymi literami napisane "Chaplin".
Bo producenci wiedzą jak przyciągnąć widownię..
Mimo tylu lat, skecze pana Ch bawią mnie bardziej niż współczesne pseudokomedyjki, gdzie sala kinowa ryczy ze śmiechu, bo został powiedziany jakiś 'suchar', kawał ma zabarwienie seksistowskie czy też rasistowskie. Tia, fajnie czasem jest się pośmiać ze stereotypów, ale co za dużo to nie zdrowo.
A do Chaplina będę jeszcze wracać.
Charlie jak zwykle jako pechowiec, od ciągłej pracy na taśmie w dużej fabryce czegoś tam doznaje załamania nerwowego, jakby tego było mało, przysłowiowe nowe życie po wyjściu ze szpitala rozpoczyna lądując za kratkami. Mimo ciągłego pecha optymizm nie opuszcza go ani na sekundę i tym samym udowadnia że do szczęścia potrzebna jest druga połówka a nie stała praca.
Bo pielgrzymi mają czasem lepiej.
Mimo kiepskiej jakości jest to ponadczasowa produkcja, która nawet w "dzisiejszych" czasach jest w stanie wkraść się do mainstreamowego społeczeństwa, przykładowo w postaci ruchu "slow life", który nakłania nas do zredukowania paru biegów i cieszenia się życiem, powoli i bez stresu.
Nie jest to jednak takie łatwe jak się wydaje, 'slow life' to też ciężka harówa (bez nałogów, zmiana przyzwyczajeń etc), zmiana jest efektowna, ale czasami tylko na krótką chwilkę, aż do nowego trendu.
Pracowity dzień Mabel (1914)
Charlie w roli złodzieja kiełbasek wywołuje chaos na torzy wyścigowym.
Charlie się kocha (1914)
Zabawny pijaczek próbuje złamać IX przykazanie, ale niestety...
Młotek Charliego (1914)
"Gdzie dwóch się bije....."
Charlie i Fatty bawią się (1914)
Jest ich dwóch: jeden bije żonę, a drugi jest przez swoją bity
Cecha wspólna: miłość do alkoholu i problemów
Charlie i Fatty na ringu (1912)
Pewnei grubasek postanawia udowodnić swe męstwo i staje do walki z pewnym championem.
Ch. Ch. wysjępuje tutaj tylko przez parę minutek, jednak jego imię już wtedy stawało się marką, dlatego na plakacie jest tłustymi literami napisane "Chaplin".
Bo producenci wiedzą jak przyciągnąć widownię..
Mimo tylu lat, skecze pana Ch bawią mnie bardziej niż współczesne pseudokomedyjki, gdzie sala kinowa ryczy ze śmiechu, bo został powiedziany jakiś 'suchar', kawał ma zabarwienie seksistowskie czy też rasistowskie. Tia, fajnie czasem jest się pośmiać ze stereotypów, ale co za dużo to nie zdrowo.
A do Chaplina będę jeszcze wracać.
Blacque M.
Przełamując Fale (1996)
Wg Filmwebu produkcja Larsa von Trier'a trafia w 98 procentach w mój filmowy gust, jak jest naprawdę?
"Przełamując Fale" to historia nieco opóźnonej w rozwoju Bess i jej sparaliżowanego męża Jana. Kobieta o umyśle dziewczynki radość odnajduje w modlitwie i miłości, dla niej wypadek jej ukochanego to sprawka wiary, nie chciała by Jan przebywał ciągle w pracy, chciała go mieć w domu przy sobie. I go dostała...
Mężczyzna na swój sposób radzi sobie z kalectwem, pod pretekstem 'odżycia' skłania Bess do uprawiania miłości z przypadkowymi przedstawicielami płci brzydkiej. Egoistyczny wybryk, który ma katatsrofalne skutki.
Bess staje przed dylematem: wybrać rygorystyczną religię (prawdopodobnie Kalwinizm, choć nigdy głośno nikt nie określił religii, która gra jedną z głównych ról w tym filmie) czy miłość do męża?
Wybiera to drugie, wyrzeka się własnej tożsamości dla wyższej idei - sądzi że swą uległością ocali Jana.
Na wielu forach dt tej produkcji spotkałam się z banicją głównego bohatera: jest zboczony, bez serca.
Ale czy naprawdę tylko on jest winny tragedii jaka spotkała zagubioną Bess?
Wiemy że ona nie była tak całkiem przy zdrowych zmysłach, była łatwym pionkiem w grze granej przez religię i zdrowy rozsądek. Była skazana na siebie, nie otrzymała ani fachowej ani rodzinnej pomocy.
Można by debatować co tak naprawdę ją zgubiło jej naiwność czy lodowata i rygorystyczna religia jaka zdominowała jej społeczeństwo.
Lars von Trier po raz kolejny przełamuje schematy, szokuje i jednocześnie brutalnie wbija w fotel nie pozwalając ani na sekundę oderwać oczu od ekranu. Mało tego sprawia iż nawet kilka dni po seansie historia Bess i Jana nadal jak żywa siedzi w mojej głowie.
Znakomita gra aktorska Emily Watson, której fikcyjna postać raz wzbudza litość, by następnie widz miał ochotę potrząść nią i wykrzyczeć w twarz : "opanuj się kobieto!".
"Przełamując Fale" jak najbardziej trafia w mój gust filmowy, nie tylko poprzez tematykę (właśna tożsamość kontra religia), nie tylko poprzez oprawę muzyczną i aktorów, ale poprzez coś czego nie potrafię w żaden sposób ubrać w słowa, ten film po prostu trzeba samemu zobaczyć i go ocenić.
Drakula ( 1992)
Pierwowzór filmu Coppoli, książka Bram'a Stoker'a znajduje się na liście BBC (100 książek, które należy przeczytać przed śmiercią), po seansie coś czuję że niedługo wpadnie mi w łapki.
Filmweb zarekomendował mi tą produkcję w 88 procentach, niby nie przepadam za dziełami tego typu, ale skoro ten portal mi go poleca, to czemu nie?
Po seansie nadal nie mam zamiaru oglądać filmów o wampirach i tego typu stworkach, jednak prawdopodobnie dzięki reżyserowi "Drakulę" oceniam wysoko.
Zamiast dwóch godzin katorgi, dostałam smaczny deser, do którego zapewnie jeszcze kiedyś wrócę.
Nie czas na łzy (1999)
Zdaniem jednego z największych portali filmowych, dramat Kimberly Peirce trafia w 84procentach w moje wymagania. Opowiastka o kobiecie która zamiast przyznać się do homoseksualizmu, woli udawać chłopaka i podbijać serca płci pięknej, histora która wydarzyła się naprawdę i która ma tragiczny finał.
Czyli coś co kotki mojego pokroju lubią najbardziej.
Podobnie jak film L.v. Trier'a, "Boy's don't cry" bezdusznie wbija w fotel i każe oglądać produkcję, która bez pardonu włamuje się do wrażliwców wydobywajac z nich uczucia i łzy.
Hilary Swank swoją nietypową urodą świetnie zagrała kogoś z 'kryzysem tożsamości seksualnej" i prawdopodobnie od teraz bardziej przychylnie będę na jej role patrzeć, chociaż nadal twierdzę że to nie ona powinna grać Amelię Earhart (wygląd to nie wszystko).
Osobiście często nie wiem co oglądać, rankingi tego typu są impulsem, inspiracją, chociaż to nie jest absolutnym kryterium. Na filmwebie na pozycji nr.2. jest chorwacka produkcja "Miłe martwe dziewczyny" (2oo2, reż Dalibor Matanić), niestety nie jestem w stanie określić czy rzeczywiście zasługuje na tak wysokie miejsce, ponieważ nigdzie nie potrafię jej odnaleźć.... albo nie potrafię szukać (bardzo możliwe), albo tego nigdzie nie ma, a aż takim fanatykiem nie jestem by jechać po ten film do Chorwacji .
Jeżeli ktoś ma na ten dramat namiary to było by mi bardzo miło za podzielenie się tą informacją :)
Wg Filmwebu produkcja Larsa von Trier'a trafia w 98 procentach w mój filmowy gust, jak jest naprawdę?
"Przełamując Fale" to historia nieco opóźnonej w rozwoju Bess i jej sparaliżowanego męża Jana. Kobieta o umyśle dziewczynki radość odnajduje w modlitwie i miłości, dla niej wypadek jej ukochanego to sprawka wiary, nie chciała by Jan przebywał ciągle w pracy, chciała go mieć w domu przy sobie. I go dostała...
Mężczyzna na swój sposób radzi sobie z kalectwem, pod pretekstem 'odżycia' skłania Bess do uprawiania miłości z przypadkowymi przedstawicielami płci brzydkiej. Egoistyczny wybryk, który ma katatsrofalne skutki.
Bess staje przed dylematem: wybrać rygorystyczną religię (prawdopodobnie Kalwinizm, choć nigdy głośno nikt nie określił religii, która gra jedną z głównych ról w tym filmie) czy miłość do męża?
Wybiera to drugie, wyrzeka się własnej tożsamości dla wyższej idei - sądzi że swą uległością ocali Jana.
Na wielu forach dt tej produkcji spotkałam się z banicją głównego bohatera: jest zboczony, bez serca.
Ale czy naprawdę tylko on jest winny tragedii jaka spotkała zagubioną Bess?
Wiemy że ona nie była tak całkiem przy zdrowych zmysłach, była łatwym pionkiem w grze granej przez religię i zdrowy rozsądek. Była skazana na siebie, nie otrzymała ani fachowej ani rodzinnej pomocy.
Można by debatować co tak naprawdę ją zgubiło jej naiwność czy lodowata i rygorystyczna religia jaka zdominowała jej społeczeństwo.
Lars von Trier po raz kolejny przełamuje schematy, szokuje i jednocześnie brutalnie wbija w fotel nie pozwalając ani na sekundę oderwać oczu od ekranu. Mało tego sprawia iż nawet kilka dni po seansie historia Bess i Jana nadal jak żywa siedzi w mojej głowie.
Znakomita gra aktorska Emily Watson, której fikcyjna postać raz wzbudza litość, by następnie widz miał ochotę potrząść nią i wykrzyczeć w twarz : "opanuj się kobieto!".
"Przełamując Fale" jak najbardziej trafia w mój gust filmowy, nie tylko poprzez tematykę (właśna tożsamość kontra religia), nie tylko poprzez oprawę muzyczną i aktorów, ale poprzez coś czego nie potrafię w żaden sposób ubrać w słowa, ten film po prostu trzeba samemu zobaczyć i go ocenić.
Drakula ( 1992)
Pierwowzór filmu Coppoli, książka Bram'a Stoker'a znajduje się na liście BBC (100 książek, które należy przeczytać przed śmiercią), po seansie coś czuję że niedługo wpadnie mi w łapki.
Filmweb zarekomendował mi tą produkcję w 88 procentach, niby nie przepadam za dziełami tego typu, ale skoro ten portal mi go poleca, to czemu nie?
Po seansie nadal nie mam zamiaru oglądać filmów o wampirach i tego typu stworkach, jednak prawdopodobnie dzięki reżyserowi "Drakulę" oceniam wysoko.
Zamiast dwóch godzin katorgi, dostałam smaczny deser, do którego zapewnie jeszcze kiedyś wrócę.
Nie czas na łzy (1999)
Zdaniem jednego z największych portali filmowych, dramat Kimberly Peirce trafia w 84procentach w moje wymagania. Opowiastka o kobiecie która zamiast przyznać się do homoseksualizmu, woli udawać chłopaka i podbijać serca płci pięknej, histora która wydarzyła się naprawdę i która ma tragiczny finał.
Czyli coś co kotki mojego pokroju lubią najbardziej.
Podobnie jak film L.v. Trier'a, "Boy's don't cry" bezdusznie wbija w fotel i każe oglądać produkcję, która bez pardonu włamuje się do wrażliwców wydobywajac z nich uczucia i łzy.
Hilary Swank swoją nietypową urodą świetnie zagrała kogoś z 'kryzysem tożsamości seksualnej" i prawdopodobnie od teraz bardziej przychylnie będę na jej role patrzeć, chociaż nadal twierdzę że to nie ona powinna grać Amelię Earhart (wygląd to nie wszystko).
Osobiście często nie wiem co oglądać, rankingi tego typu są impulsem, inspiracją, chociaż to nie jest absolutnym kryterium. Na filmwebie na pozycji nr.2. jest chorwacka produkcja "Miłe martwe dziewczyny" (2oo2, reż Dalibor Matanić), niestety nie jestem w stanie określić czy rzeczywiście zasługuje na tak wysokie miejsce, ponieważ nigdzie nie potrafię jej odnaleźć.... albo nie potrafię szukać (bardzo możliwe), albo tego nigdzie nie ma, a aż takim fanatykiem nie jestem by jechać po ten film do Chorwacji .
Jeżeli ktoś ma na ten dramat namiary to było by mi bardzo miło za podzielenie się tą informacją :)
Blacque M.
Niemożliwe (2012)
Z reguły filmy katastroficzne omijam szerokim łukiem, mam dosyć chaotyczne życie by dodatkowo płakać nad losem innych poturbowanych przez los. Tak wiem, jestem egoistką.
Jednakże dla produkcji J.A. Bayona, a raczej dla E. McGregor'a (oraz Oskarów) zrobiłam wyjątek i skusiłam się na oglądanie historyjki rodziny, która przeżyła tsunami w 2oo4 roku na Tajlandii.
I oto nadchodzi niespodzianka, bo stalowa Blacque M. przez calusieńki seans miała łzy w oczach, a tak ok w połowie zaczła ryczeć jak bóbr.
Może i nie jest to najwybitniejsze dzieło, ale gra na emocjach widza niczym wielokrotnie nagradzany dyrygent, który na koniec pokazu dostaje owacje na stojąco, ale nadal nie zasługuje na zlotego chłoptasia (moim zdaniem).
Muza (2012)
Po "Wiosna, lato, jesień, zima i.. wiosna" to drugi dramat koreański na który się skusiłam, bo nie miałam bladego pojęcia co oglądać z moim wisielczym nastrojem.
Historia trójkąta miłosnego pomiędzy starym poetą, młodym pisarzem i pozornie niewinną uczennicą poetycznie sfilmowana, która na sam koniec woła: więcej, więcej takich produkcji proszę.
Co sprawia iż sądzę, że od tego czasu częściej sięgać będę po małe azjatyckie dzieła sztuki, którym "Muza" niewątpliwie jest.
90 Minutter
Ave kino skandynawskie!
Norweska historia trzech bogatych chłoptasi, którzy ni z tego ni z owego wariują i wyżywają się na swoich rodzinach. Ciężka produkcja która mimo swojej brutalności i nieco absurdalnego zachowania czaruje i nie pozwala oderwać od siebie oczu, właśnie dlatego tak bardzo cenię sobie takie kino, które nie każdy może zrozumieć, a może nawet nie chce zaakceptować.
"90 Minutter" ukazuje to, co inni starają się omijać szerokim łukiem, a mianowicie : nie zawsze za bogactwem kryje się szczęście i normalność.
Moim zdaniem, ambitny film - szokuje i zmusza do przemyśleń.
Liberal Arts (2012)
A jednak... Amerykanie nadal potrafią wyprodukować produkcje bez seksu, sucharów i strzelanin.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona opowiastką o niespełnionym eks studencie i młodej idealistycznie nastawionej do świata studentce. Fabuła skupia się nie na ich romansie, ale na ich duchowym rozwoju, by pod koniec seansu każdy z nich mógł krzyczeć : jestem wolny/a!
Bingo.
Holy Motors (2012)
No i mamy problem, bo Blacque M. nie ma bladego pojecia co o tym filmie sądzić.
Z jednej strony moja rebeliancka natura krzyczy że to jest unikatowe dzieło sztuki, a z drugiej ta bardziej realistyczna skrzeczy : wtf?!
Naczytałam się naprawdę sporo interpretacji/ recenzji na ten temat, ale nadal mam mętlik w głowie.
Coś czuję, że J. Carax nie planował zrobić z tego film pełnometrażowy, nazwałabym to raczej artystyczną instalacją na miarę M. Abramovic typu: tu masz to i owo zrób z tym co chcesz, nie obchodzi mnie jaki tego będzie efekt.
Głowny bohater wciela się w dziewięć skrajnie różnych ról, wyrzeka się swojej własnej tożsamości w imię... no właśnie w imię czego?
Gadających silników limuzyn, którymi podróżuje?
W imę sztuki?
O! to pasuje bardziej.
PS. O ironio, pierwotny plan był taki, że każda z wyżej wymienionych produkcji miała dostać osobną notkę...ale wyszło co wyszło...
Z reguły filmy katastroficzne omijam szerokim łukiem, mam dosyć chaotyczne życie by dodatkowo płakać nad losem innych poturbowanych przez los. Tak wiem, jestem egoistką.
Jednakże dla produkcji J.A. Bayona, a raczej dla E. McGregor'a (oraz Oskarów) zrobiłam wyjątek i skusiłam się na oglądanie historyjki rodziny, która przeżyła tsunami w 2oo4 roku na Tajlandii.
I oto nadchodzi niespodzianka, bo stalowa Blacque M. przez calusieńki seans miała łzy w oczach, a tak ok w połowie zaczła ryczeć jak bóbr.
Może i nie jest to najwybitniejsze dzieło, ale gra na emocjach widza niczym wielokrotnie nagradzany dyrygent, który na koniec pokazu dostaje owacje na stojąco, ale nadal nie zasługuje na zlotego chłoptasia (moim zdaniem).
Muza (2012)
Po "Wiosna, lato, jesień, zima i.. wiosna" to drugi dramat koreański na który się skusiłam, bo nie miałam bladego pojęcia co oglądać z moim wisielczym nastrojem.
Historia trójkąta miłosnego pomiędzy starym poetą, młodym pisarzem i pozornie niewinną uczennicą poetycznie sfilmowana, która na sam koniec woła: więcej, więcej takich produkcji proszę.
Co sprawia iż sądzę, że od tego czasu częściej sięgać będę po małe azjatyckie dzieła sztuki, którym "Muza" niewątpliwie jest.
90 Minutter
Ave kino skandynawskie!
Norweska historia trzech bogatych chłoptasi, którzy ni z tego ni z owego wariują i wyżywają się na swoich rodzinach. Ciężka produkcja która mimo swojej brutalności i nieco absurdalnego zachowania czaruje i nie pozwala oderwać od siebie oczu, właśnie dlatego tak bardzo cenię sobie takie kino, które nie każdy może zrozumieć, a może nawet nie chce zaakceptować.
"90 Minutter" ukazuje to, co inni starają się omijać szerokim łukiem, a mianowicie : nie zawsze za bogactwem kryje się szczęście i normalność.
Moim zdaniem, ambitny film - szokuje i zmusza do przemyśleń.
Liberal Arts (2012)
A jednak... Amerykanie nadal potrafią wyprodukować produkcje bez seksu, sucharów i strzelanin.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona opowiastką o niespełnionym eks studencie i młodej idealistycznie nastawionej do świata studentce. Fabuła skupia się nie na ich romansie, ale na ich duchowym rozwoju, by pod koniec seansu każdy z nich mógł krzyczeć : jestem wolny/a!
Bingo.
Holy Motors (2012)
No i mamy problem, bo Blacque M. nie ma bladego pojecia co o tym filmie sądzić.
Z jednej strony moja rebeliancka natura krzyczy że to jest unikatowe dzieło sztuki, a z drugiej ta bardziej realistyczna skrzeczy : wtf?!
Naczytałam się naprawdę sporo interpretacji/ recenzji na ten temat, ale nadal mam mętlik w głowie.
Coś czuję, że J. Carax nie planował zrobić z tego film pełnometrażowy, nazwałabym to raczej artystyczną instalacją na miarę M. Abramovic typu: tu masz to i owo zrób z tym co chcesz, nie obchodzi mnie jaki tego będzie efekt.
Głowny bohater wciela się w dziewięć skrajnie różnych ról, wyrzeka się swojej własnej tożsamości w imię... no właśnie w imię czego?
Gadających silników limuzyn, którymi podróżuje?
W imę sztuki?
O! to pasuje bardziej.
PS. O ironio, pierwotny plan był taki, że każda z wyżej wymienionych produkcji miała dostać osobną notkę...ale wyszło co wyszło...
Blacque M.