Filmowy mix VII
lutego 03, 2013Niemożliwe (2012)
Z reguły filmy katastroficzne omijam szerokim łukiem, mam dosyć chaotyczne życie by dodatkowo płakać nad losem innych poturbowanych przez los. Tak wiem, jestem egoistką.
Jednakże dla produkcji J.A. Bayona, a raczej dla E. McGregor'a (oraz Oskarów) zrobiłam wyjątek i skusiłam się na oglądanie historyjki rodziny, która przeżyła tsunami w 2oo4 roku na Tajlandii.
I oto nadchodzi niespodzianka, bo stalowa Blacque M. przez calusieńki seans miała łzy w oczach, a tak ok w połowie zaczła ryczeć jak bóbr.
Może i nie jest to najwybitniejsze dzieło, ale gra na emocjach widza niczym wielokrotnie nagradzany dyrygent, który na koniec pokazu dostaje owacje na stojąco, ale nadal nie zasługuje na zlotego chłoptasia (moim zdaniem).
Muza (2012)
Po "Wiosna, lato, jesień, zima i.. wiosna" to drugi dramat koreański na który się skusiłam, bo nie miałam bladego pojęcia co oglądać z moim wisielczym nastrojem.
Historia trójkąta miłosnego pomiędzy starym poetą, młodym pisarzem i pozornie niewinną uczennicą poetycznie sfilmowana, która na sam koniec woła: więcej, więcej takich produkcji proszę.
Co sprawia iż sądzę, że od tego czasu częściej sięgać będę po małe azjatyckie dzieła sztuki, którym "Muza" niewątpliwie jest.
90 Minutter
Ave kino skandynawskie!
Norweska historia trzech bogatych chłoptasi, którzy ni z tego ni z owego wariują i wyżywają się na swoich rodzinach. Ciężka produkcja która mimo swojej brutalności i nieco absurdalnego zachowania czaruje i nie pozwala oderwać od siebie oczu, właśnie dlatego tak bardzo cenię sobie takie kino, które nie każdy może zrozumieć, a może nawet nie chce zaakceptować.
"90 Minutter" ukazuje to, co inni starają się omijać szerokim łukiem, a mianowicie : nie zawsze za bogactwem kryje się szczęście i normalność.
Moim zdaniem, ambitny film - szokuje i zmusza do przemyśleń.
Liberal Arts (2012)
A jednak... Amerykanie nadal potrafią wyprodukować produkcje bez seksu, sucharów i strzelanin.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona opowiastką o niespełnionym eks studencie i młodej idealistycznie nastawionej do świata studentce. Fabuła skupia się nie na ich romansie, ale na ich duchowym rozwoju, by pod koniec seansu każdy z nich mógł krzyczeć : jestem wolny/a!
Bingo.
Holy Motors (2012)
No i mamy problem, bo Blacque M. nie ma bladego pojecia co o tym filmie sądzić.
Z jednej strony moja rebeliancka natura krzyczy że to jest unikatowe dzieło sztuki, a z drugiej ta bardziej realistyczna skrzeczy : wtf?!
Naczytałam się naprawdę sporo interpretacji/ recenzji na ten temat, ale nadal mam mętlik w głowie.
Coś czuję, że J. Carax nie planował zrobić z tego film pełnometrażowy, nazwałabym to raczej artystyczną instalacją na miarę M. Abramovic typu: tu masz to i owo zrób z tym co chcesz, nie obchodzi mnie jaki tego będzie efekt.
Głowny bohater wciela się w dziewięć skrajnie różnych ról, wyrzeka się swojej własnej tożsamości w imię... no właśnie w imię czego?
Gadających silników limuzyn, którymi podróżuje?
W imę sztuki?
O! to pasuje bardziej.
PS. O ironio, pierwotny plan był taki, że każda z wyżej wymienionych produkcji miała dostać osobną notkę...ale wyszło co wyszło...
3 komentarze