30 Day Book Challenge #1
lutego 23, 2013Traktuję to jako formę 'treningu' do regularnego pisania, chociaż zakładam że będę miała z tym też ubaw.
Chodzi o przeróżnego rodzaju ekshibicjonistyczne zabawy blogerskie, do odstrzału idzie 30 Day Book Challenge.
Trochę musiałam się nagimnastykować by znależć odpowiednie 'polecenia' w sieci aż się od nich roi, tak więc nie każdy musi mieć te same pytania co ja.
Enjoy.
Day 1: Best book you read last year.
Mam problem...
Książki i filmy pożeram w hurtowych ilościach i jest mi bardzo ciężko wybrać z tej gromany coś "naj-", nie że nie pamiętam co czytałam, czy też oglądałam, chodzi raczej o to, że moje 'rankingi' zmieniają się praktycznie co tydzień, to co aktualnie jest moim numerem jeden w marcu może wylecieć z pierwszej dziesiątki i tak dalej.
W zeszłym roku w trzy miesiące delektowałam się sagą S.Kinga "Mroczna wieża", która do tej pory mnie prześladuje, ale że w pytaniu chodzi o jedną książkę to wybiorę sobie cześć czwartą "Czarnoksiężnik i kryształ", gdzie ostatni rewolwerowiec na ziemi opowiada swoim towarzyszom historię swojej młodości. Zawsze miałam słabość do wątków autobiograficznych, zwłaszcza że są na tyle ciekawe, że czyta je się jednym tchem.
Niby nie przepadam za literaturą fantasy, długo uciekałam od tej sagi, aż w końcu mnie dopadła i wciągnęła na dobre ( ach czego się człowiek nie chwyta w obliczu kolokwia z polityki ekonomicznej..).
Przesuwam wzrokiem po moim pokoju, który być może ja pół roku bardziej będzie przypominał mały antykwariat, niż zwykłe cztery kąty, i dochodzę do wniosku, że reguły są po to by je łamać :D
Po lewej stronie "Czarnoksiężnika.." pląsuje się "W Drodze" J. Kerouaca, biblia bitników, która mimo że pisana nieco cięższym językiem najbardziej wryła mi się w pamięć, poprzez tęsknotę za czasami które minęły i nigdy nie wrócą, mimo że urodziłam się w '89, gdybym miała pod ręką maszynę do przenoszenia w czasie bez wanachia wyniosłabym się do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych (chociaż czasami wolałabym lata dwudzieste :P).
Natomiast po prawej stronie czwartej części sagi Kinga znajduje się literackie arcydzieło W. Holdinga "Władcy much", musiałam się nieźle naszukać by znaleźć tą książkę, kiedy pytałam się po znajomych czy też pracownikach księgarni, a w odpowiedzi słyszałam: "chodzi ci o ten komiks z Czesiem" nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać czy płakać.
Przeraża mnie poziom niewiedzy, hej ja sama znawczynią nie jestem, ale mniej więcej wiem co, o czym, kiedy, jak, od kogo, mimo że popełniam gafy związanie z koszmarną pamięcią do nazwisk (moja najgorsza wada) to przynajmniej mam pojęcie co w trawie piszczy.
Ale wróć! "Władcy much" to obowiązkowa laktura dla każdego książkofila, lekko napisana mąci w głowie siłą swojego przekazu, jedna z najlepszych lektur jakie miałam okazje cztać.
Sądzę, że za jakiś rok ta lista ulegnie zmianie, aktoalnie jestem w trakcie "Jesieni patriarchów" Marqueza i coś czuję że wyląduje na wysokiej pozycji "Naj-".
0 komentarze