Moda na ekranizowanie klasyki literatury trwa w najlepsze.
BBC One - stacja TV znana przede wszystkim z rzetelnych kostiumów i scenografii oddającej ducha (wybranej) epoki zabrała się za sfilmowanie powieści Emilio Zoli "Wszystko dla Pań" i tym samym wywołała lawinę niepochlebnych i pochlebnych opinii na temat nowego serialu.
Początkowo zakładano stworzenie ośmiu odcinków, a teraz dowiaduję się że powstanie kolejny sezon z kolejnymi ośmioma epizodami.
Cieszę się.
"The Paradise" wg Billa Gallagher'a "luźno nawiązuje do pierwowzoru", sama tej książki jeszcze nie czytałam, więc zamiast przytaczać opinie krytyków jakoby ta seria została "kompletnie pozbawiona ducha powieści" pokrótce opowiem co i jak.
Anglia, wiek dziewiętnasty.
Skromna uliczka na jednej stronie zapełniona pozornie nieczynnymi sklepikami, a po drugiej dom towarowy Paradise w pełnej krasie. Każda pani znajdzie tam coś dla siebie. Istny raj.
W tej scenerii pojawia się główna bohaterka której sercowe i moralne rozterki będziemy śledzić przez następne kilka odcinków.
Denise Lovett postać nr jeden to młoda dama która próbuje swoich sił jako kreatywna sprzedawczyni. Jej pomysły są wykorzystywane , jednak pochwały kierują się w stronę pana Morraya ( szef) lub panny Audrey (szefowa działu z sukniami). Niesprawiedliwie ale od czegoś trzeba zacząć. Dziewczyna małymi kroczkami jednak zaczyna wychodzić na swoje i to nie tylko dzięki swojemu talentowi ale również.. poprzez samego szefa dla którego jest "małą mistrzynią". Żeby było dramatyczniej wspomnę iż owy pan ma już narzeczoną i to nie byle jaką bo bogatą dziedziczkę Katherine Glendenning (znakomicie zagrana przez Elaine Cassidy znanej z "Wyspy Harpera").
Konflikt wisi w powietrzu.
I tak sobie powisi aż do sezonu drugiego.
Jak na tą epokę przestało emocje chowa się pod gorsetem i wieloma warstwami bielizny.
Cierpisz? Rób to po cichu. Mantra ciągle powtarzana w kółko sprawia, że widz w pewien sposób zaczyna się emocjonalnie z innymi bohaterami fikcyjnej opowieści.
A jest spomiędzy czego wybierać - istny raj nie tylko dla modnisi ale również psychologów.
O danej postaci można by na spokojnie napisać esej na parę dobrych stron, to zadanie jednak pozostawię innym.
"The Paradise" to portret rozwijania się centra handlowego, powstaje reklama i różne tzw wyprzedaże i akcje mające na celu nabicie kieszeni sprzedawców po szwy. Ale żeby nie było zbyt sztywno i nudno postanowiono również ukazać rolę kobiet w społeczeństwie, oczywiście nie obejdzie się bez złamanych serc i rozmazanego różu.
Wspaniałe kostiumy i muzyka potrafią zakryć braki w grze aktorskiej, co sprawia iż tak niecierpliwie czekam na sezon drugi a w międzyczasie upoluję "Wszystko dla Pań" w wersji książkowej.
Wesołych świąt :D
http://www.bbc.co.uk/programmes/p00vhpsv
Blacque M.
Cień Wiatru - C.R. Zafón
Przepiękna powieść z nutką fantasy o magii książek. Nie wiem czy przypadkiem nie popełniłam błędu zaczynając moją lekturę od części nr 2. (Gra Anioła) z której już praktycznie nic nie pamiętam (czytałam ją jakieś 3 lata temu), jednak niektóre sceny z 'jedynki' były mi znajome... W każdym bądź razie jest to opowiastka jak najbardziej warta uwagi. Ciekawa fabuła pisana lekkim piórem, choć czasami te dłuuugie złożone zdania bywały męczące dla mych oczu. "Cień Wiatru" pozwala na kilka chwil odlecieć do Barcelony lat pięćdziesiątych i sprawia że po zakończeniu tej ciekawej lektury czytelnik ma ochotę kupić najbliższy bilet w stronę Hiszpanii.
Jeden Dzień - D. Nicholls
Od paru dobrych lat uciekam od książek o tematyce miłosnej ( jako nastolatka naczytałam się zbyt wielu Harlequinów...), do Nichollsa przekonał mnie jedynie film stworzony na podstawie jego powieści, który swoją drogą jest bardzo wierny swemu książkowemu pierwowzorowi. I cóż.... powieść połknęłam dosłownie w parę godzin i mogę się dołączyć do innych krytyków literackich twierdząc, że sama chciałabym kiedyś stworzyć coś tak pięknego.
Step Up 4.
Jeżeli ta produkcja jest nazywana filmem to ja jestem świętym pulchnym aniołkiem.....Nie mam nic do dubstepu, niektóre kawałki są naprawdę świetne, ale żeby przez nieco ponad godzinę ciągle tego wysłuchiwać to już jest lekką przesadą. Jedynie sam taniec był w miarę okej, fabuły nie było, gra aktorska....hmmm amatorzy którzy w ogóle się nie starali. Ach... mieli skończyć to na dwóch częściach, historie są już wymyślane na siłę, a muzyka z biegiem lat cóż- schodzi na psy.
Gdzie są te dobre zespoły rockowe ja się pytam?! Albo gdzie są wykonawcy R'n'B którzy nie sprzedają się dla muzyki electro?!
Deadfall.
O czym to było? Aha! Rodzeństwo obrabia kasyno, ucieka przez śnieg, mają wypadek, rozdzielają się, siostrzyczka w przeciągu kilku godzin odnajduje miłość swojego życia dla której jest w stanie zamordować swego brata, koniec jest otwarty, a dopisz sobie co chcesz drogi kinomaniaku. Nie polecam.
Looper- pętla czasu.
Planowałam poświęcić mu osobny post, ale tyle już się jego recenzji naczytałam, że stwierdziłam że dam sobie z tym spokój. Przyznam że potrzebowałam do niego dwóch podejść a i tak mam mieszane uczucia co do tej produkcji. Nowatorski pomysł, ale jednak czegoś mi w nim brak. Tylko czego?
Szybciej koteczku, zabij zabij.
Tytuł adekwatny do fabuły filmu. Tancereczki go go wielbiące się w wyścigach samochodowych i przemocy - pachnie na kicz i taka ta produkcja też jest-koczowata. Aż się prosi o remake, najlepiej w wydaniu Pana Tarantino.
Myszy i Ludzie.
Przez cały seans aktor grający Georga kogoś mi przypominał, dopiero później dotarło do mnie że oto u boku Pana Malkovich'a gra znany i lubiany serialowy detektyw. Opowieść Steinbecka przerabiałam w liceum, a niedawno znów po nią sięgnęłam. Skromna produkcja której siła tkwi w emocjonalnej grze aktorskiej, jak najbardziej warta uwagi. Uczta dla kinomaniaka.
Przepiękna powieść z nutką fantasy o magii książek. Nie wiem czy przypadkiem nie popełniłam błędu zaczynając moją lekturę od części nr 2. (Gra Anioła) z której już praktycznie nic nie pamiętam (czytałam ją jakieś 3 lata temu), jednak niektóre sceny z 'jedynki' były mi znajome... W każdym bądź razie jest to opowiastka jak najbardziej warta uwagi. Ciekawa fabuła pisana lekkim piórem, choć czasami te dłuuugie złożone zdania bywały męczące dla mych oczu. "Cień Wiatru" pozwala na kilka chwil odlecieć do Barcelony lat pięćdziesiątych i sprawia że po zakończeniu tej ciekawej lektury czytelnik ma ochotę kupić najbliższy bilet w stronę Hiszpanii.
Jeden Dzień - D. Nicholls
Od paru dobrych lat uciekam od książek o tematyce miłosnej ( jako nastolatka naczytałam się zbyt wielu Harlequinów...), do Nichollsa przekonał mnie jedynie film stworzony na podstawie jego powieści, który swoją drogą jest bardzo wierny swemu książkowemu pierwowzorowi. I cóż.... powieść połknęłam dosłownie w parę godzin i mogę się dołączyć do innych krytyków literackich twierdząc, że sama chciałabym kiedyś stworzyć coś tak pięknego.
Step Up 4.
Jeżeli ta produkcja jest nazywana filmem to ja jestem świętym pulchnym aniołkiem.....Nie mam nic do dubstepu, niektóre kawałki są naprawdę świetne, ale żeby przez nieco ponad godzinę ciągle tego wysłuchiwać to już jest lekką przesadą. Jedynie sam taniec był w miarę okej, fabuły nie było, gra aktorska....hmmm amatorzy którzy w ogóle się nie starali. Ach... mieli skończyć to na dwóch częściach, historie są już wymyślane na siłę, a muzyka z biegiem lat cóż- schodzi na psy.
Gdzie są te dobre zespoły rockowe ja się pytam?! Albo gdzie są wykonawcy R'n'B którzy nie sprzedają się dla muzyki electro?!
Deadfall.
O czym to było? Aha! Rodzeństwo obrabia kasyno, ucieka przez śnieg, mają wypadek, rozdzielają się, siostrzyczka w przeciągu kilku godzin odnajduje miłość swojego życia dla której jest w stanie zamordować swego brata, koniec jest otwarty, a dopisz sobie co chcesz drogi kinomaniaku. Nie polecam.
Looper- pętla czasu.
Planowałam poświęcić mu osobny post, ale tyle już się jego recenzji naczytałam, że stwierdziłam że dam sobie z tym spokój. Przyznam że potrzebowałam do niego dwóch podejść a i tak mam mieszane uczucia co do tej produkcji. Nowatorski pomysł, ale jednak czegoś mi w nim brak. Tylko czego?
Szybciej koteczku, zabij zabij.
Tytuł adekwatny do fabuły filmu. Tancereczki go go wielbiące się w wyścigach samochodowych i przemocy - pachnie na kicz i taka ta produkcja też jest-koczowata. Aż się prosi o remake, najlepiej w wydaniu Pana Tarantino.
Myszy i Ludzie.
Przez cały seans aktor grający Georga kogoś mi przypominał, dopiero później dotarło do mnie że oto u boku Pana Malkovich'a gra znany i lubiany serialowy detektyw. Opowieść Steinbecka przerabiałam w liceum, a niedawno znów po nią sięgnęłam. Skromna produkcja której siła tkwi w emocjonalnej grze aktorskiej, jak najbardziej warta uwagi. Uczta dla kinomaniaka.
Blacque M.
Nietypowa, bo pisana w formie scenariusza powieść S. Kinga powieść "Sztorm Stulecia" niedawno wylądowała w mojej skrytce pocztowej.
Równie szybko łapczywie ją pożarłam.
Historia ma miejsce na wysepce pośrodku niczego, a jak to zazwyczaj tam bywa, owi mieszkańcy są bardziej jak rodzina połączona mroczną tajemnicą.
Główny bohater to właściciel sklepu jak i miejscowy szeryf, nazwisko jest znane dla namiętnych czytelników Kinga - Mike Anderson. Jego zadaniem jest uspokojenie mieszkańców i zapewnienie im bezpieczeństwa w obliczu tytułowego sztormu, który ma więcej do czynienia ze śniegiem aniżeli deszczem.
Mało tego paskudna pogoda to psikus w porównaniu z tym co los zgotował dla tej małej wysepki.
Niczym w dobrym kryminale, już na samym początku powieści obserwujemy scenę zabójstwa nr 1, jednak zagadką nie jest odnalezienie winnego, który swoją drogą nic sobie z tego nie robi, ale odgadnięcie czego on chce.
"Dajcie mi tego czego chcę a zniknę"
Zainteresowany ciągle i ciągle powtarza tylko to jedno zdanie w międzyczasie mrucząc coś do siebie samego i tajemniczo wymachując rękami.
To że nie jest istotą ludzką nie jest ciężko odgadnąć.
W takim razie kim?
"Sztorm Stulecia" ni podaje nam jasnej odpowiedzi na to pytanie, niby raz pan Anderson twierdzi że winny jest biblijnym demonem innym razem... Merlinem.
Whatever.
Akcja szybko nabiera tempa. Przybysz sieje panikę wśród mieszkańców prowokując kolejne mordy z celi w której zostaje uwięziony. Policja jest bezradna. Nikt nic nie wie.
Czysty Chaos.
Zazwyczaj jest tak, że pod koniec powieści, czytelnik dowiaduje się co i jak, ale nie u Kinga.
Tam dopiero pod koniec wiadomo, że podejrzany o pseudonimie "Merlin" po prostu chce mieć dziecko, bez kobiety, coś a la adopcja. Cóż, nikt nie żyje wiecznie, nawet istoty o nadprzyrodzonych zdolnościach.
Jak już zapewne się domyślacie dopiero teraz następuje tragedia. Tragedia dla rodziców dziecka mającego być następcą owego pana.
Tym razem wyjątkowo King daruje sobie happy end, zastępując go bad end'em.
Dzięki temu, iż "Sztorm Stulecia" pisany jest w formie scenariusza, przeczytanie całej powieści może czytelnikowi zająć co najwyżej jeden dzień. Mało tego, wyobrażenie sobie tego w formie filmu bądź miniserialu to psikus.
Jedni wolą książki inni ( zwłaszcza ci planujący samemu coś takiego stworzyć) scenariusze.
Ta druga opcja co nieco może ograniczać pole popisu pisarza, czy też czytelnika, serwując mu wszystko na tacy.
Jednakże jest to miła odmiana.
Blacque M.
Strach wszystko powiększa.. aż w końcu niczym efekt 3D wychodzi poza ramy książki.
Strach jest głównym bohaterem powieści Stephena Kinga "To", perypetie dzieciaków i ich walka z 'czymś' schodzą na dalszy plan.
"To" jest przez jednych zachwalane, a przez innych wspominane tylko i wyłącznie w kontekście filmu z 1990 roku, które scenarzyści albo nie przeczytali albo przeczytali i nie zrozumieli przesłań zawartych na kartach tej powieści.
Zębatego klauna chyba nie muszę nikomu przedstawiać...albo też Mumię, Wilkołaka, Pająka Olbrzyma czy też Frankensteina.
Tak tak te inne postacie również 'zabawiają' czytelnika. Oj tego nie wiedzieliście? A więc marsz do pierwowzoru - wg Kinga więcej jest po prosu więcej, ale to nie boli.
Nie będzie łatwo przez to przebrnąć, ale cóż.. taki już urok klasyków, nie wszystko jest lekkostrawne.
"To" jest historią siedmiorga przyjaciół z piaskownicy, rozpostartą na przestrzeni 25ciu lat.
Każda postać ma na swoją wyłączność po kilka rozdziałów poświęconych ich tu i teraz a także temu co było kiedyś. Na kartach tej powieści nie ma żadnych znaków ani mapy przewodniej. Zgubić się można bardzo łatwo pomiędzy wspomnieniami a teraźniejszością. Wyjście z tego buszu znajduje się na końcu każdego rozdziału. Hurra przetrwałam ! Ale mętlik nadal pozostaje.
Po kilkudziesięciu stronach czytelnik może mieć uczucia podobne do tych po opuszczeniu kolejki górskiej.
Nie mam zamiaru rozwodzić się o porównywaniu filmu do książki, w tym wydaniu jest to mało możliwe.
Kultowa ekranizacja urywa się dosłownie w połowie opowiadania 'mistrza horrorów', miała powstać kolejna cześć ale najwyraźniej wszyscy o niej zapomnieli. A może ktoś planuje na nowo ożywić morderczego Klauna?
"To" to 'nieco' skomplikowana mroczna historyjka, jednakże warta każdej poświęconej jej chwili.
Pan K. nieco niezdarnie operuje tutaj sytuacjami co jest wyraźne kiedy czyta się "To" na raty. Nie jest to jego najlepsze dzieło, ale na swój sposób urokliwe. W przeciwieństwie do machającego pana na zdjęciu powyżej.
Strach jest głównym bohaterem powieści Stephena Kinga "To", perypetie dzieciaków i ich walka z 'czymś' schodzą na dalszy plan.
"To" jest przez jednych zachwalane, a przez innych wspominane tylko i wyłącznie w kontekście filmu z 1990 roku, które scenarzyści albo nie przeczytali albo przeczytali i nie zrozumieli przesłań zawartych na kartach tej powieści.
Zębatego klauna chyba nie muszę nikomu przedstawiać...albo też Mumię, Wilkołaka, Pająka Olbrzyma czy też Frankensteina.
Tak tak te inne postacie również 'zabawiają' czytelnika. Oj tego nie wiedzieliście? A więc marsz do pierwowzoru - wg Kinga więcej jest po prosu więcej, ale to nie boli.
Nie będzie łatwo przez to przebrnąć, ale cóż.. taki już urok klasyków, nie wszystko jest lekkostrawne.
"To" jest historią siedmiorga przyjaciół z piaskownicy, rozpostartą na przestrzeni 25ciu lat.
Każda postać ma na swoją wyłączność po kilka rozdziałów poświęconych ich tu i teraz a także temu co było kiedyś. Na kartach tej powieści nie ma żadnych znaków ani mapy przewodniej. Zgubić się można bardzo łatwo pomiędzy wspomnieniami a teraźniejszością. Wyjście z tego buszu znajduje się na końcu każdego rozdziału. Hurra przetrwałam ! Ale mętlik nadal pozostaje.
Po kilkudziesięciu stronach czytelnik może mieć uczucia podobne do tych po opuszczeniu kolejki górskiej.
Nie mam zamiaru rozwodzić się o porównywaniu filmu do książki, w tym wydaniu jest to mało możliwe.
Kultowa ekranizacja urywa się dosłownie w połowie opowiadania 'mistrza horrorów', miała powstać kolejna cześć ale najwyraźniej wszyscy o niej zapomnieli. A może ktoś planuje na nowo ożywić morderczego Klauna?
"To" to 'nieco' skomplikowana mroczna historyjka, jednakże warta każdej poświęconej jej chwili.
Pan K. nieco niezdarnie operuje tutaj sytuacjami co jest wyraźne kiedy czyta się "To" na raty. Nie jest to jego najlepsze dzieło, ale na swój sposób urokliwe. W przeciwieństwie do machającego pana na zdjęciu powyżej.
a tu taki mini bonus:
Blacque M.
ps. mam świadomość tego że nie jest to wybitny tekst, ale w mojej obecnej sytuacji stwierdziłam że poniekąd to jest lepsze od niczego :P