Hey ho w podróż by się szło
stycznia 11, 2013Biblia bitników, znakomita powieść Jacka Kerouaca "W Drodze" parę miesięcy temu w końcu doczekała się swojej ekranizacji w reżyserii Waltera Sallesa.
To historia grupy młodzieży którzy w powojennej pruderyjnej Ameryce poszukują swych ideałów i sensu życia. Z Nowego Jorku do Denever a potem do słonecznej Kalifornii i zygzakiem z powrotem.
Sal Paradise początkujący pisarz za którym ukrywa się sam Kerouac to dosyć spokojny chłopak, do czasu, gdy poznaje Deana Moriarty'ego / Neal Cassady/. Wtedy zaczyna żyć pełnią życia. Z paroma dolarami w kieszeni wyrusza w podróż, która będzie się przez dobra parę lat ciągnęła, pozna znakomitych artystów, pokręconych ludzi którzy proponują mu miejsce w samochodzie, a także smak biedy. Nie przeszkadza mu to jednak w tworzeniu, bo Sal cały czas coś z swoim notesie gryzmoli.
Główni bohaterowie "W Drodze" są niczym ogień i woda, Dean jest niczym granat - wybuchowy, ciągle ma szalone pomysły, przesadnie optymistyczny, ma swój urok który czasami bywa niszczący dla niego samego. Chłopak po prostu nie wie czego chce, rzecz normalna dla dwudziestolatków, ale w tamtych czasach...
Sal i Dean są ze sobą na dobre i na złe, kłócą się by znów się zejść. Drugi potrzebuje pierwszego do życia, a pierwszy potrzebuje drugiego jako muzy. Ich związek nie ma happy endu i właśnie poprzez to ten duet stał się legendą i inspiracją dla przyszłych pokoleń.
Współcześnie brak społeczeństwu tego luzu, ciężko jest samotnie wyruszyć w podróż i się nie bać, że kolejny kierowca który nas dalej zabierze może okazać się psychopatą, brak tych ideałów, teraz wyruszamy w podróż przede wszystkim by poznać nowe rejony, język, nie ma pogoni za czymś czego prawdopodobnie nie ma. Wtedy naiwność była cnotą, teraz bywa karana, stosunek z przypadkowymi osobami bez zabezpieczenia? Branie nieznanych narkotyków? No way!
Bitnicy 2.0 (tzw Hipsterzy) bardziej skupiają się na swoim vintage wyglądzie i nowinkach elektronicznych, aniżeli na poszukiwaniach 'tego czegoś', dla nich (może nie wszystkich) jest to tylko trend który za parę lat pokryje się kurzem niczym ruch punków. Egzystencjalizm to tylko tylko słowo, od rozmyślań jest wszechobecne szpanowanie lepsze, bo mniej stresujące.
Tamte czasy przepadły bezpowrotne, a to ciągłe wspominanie zamiast inspirować sprawia że zaczynam dobitniej odczuwać melancholię XXI wieku.
Po seansie "W Drodze" nie uzyskałam żadnej odpowiedzi na pytania które od czasu do czasu zadaję sama sobie. Nie wiem czy to z winy scenarzysty czy reżysera, a może obu?
Zazwyczaj wyruszając w podróż po jakimś czasie plecak/walizka staje się lżejsza, w filmie Waltera Salles jest wręcz przeciwnie. Wydaje się że Biblia Bitników została sfilmowana, tak o, bo komuś się nudziło. Nie ma paru znaczących scen i postaci, film to zaledwie zarys tego co Kerouac zapisał na papierze, ale mimo to można tą produkcję określić jako : dobra. Na ratunek przybyła muzyka i aktor grający Deana, jedna jedyna wyrazista postać.
Kim Jack Kerouac byłby dziś?
Wykładowcą? Znanym podróżnikiem? Niszowym artystą? Czu odnalazł by się we współczesnym świecie? Czy może załamywał by ręce nad ogłupiałą Ameryką?
0 komentarze