Bo każdy sobie rzepkę skrobie...
lipca 22, 2012Na temat filmu z 1996 roku "Trainspotting" przeczytałam całkiem sporo 'recenzji'.
Najczęściej pojawia się w nich 'zarzut' jakoby ten szkocki film, kipiący czarnym humorem, miał zachęcać do brania narkotyków, do staczania się na samo dno.
Mam nieco inne zdanie na ten temat...
Jest to historia grupki szkockich młodziaków uzależnionych od Heroiny bądź też alkoholu.
Danny Boyle ukazuje tych 'chłopców' jako znudzonych realnym życiem i poszukujących mocnych wrażeń.
Renton (McGregor) pewnego razu ma dość i postanawia rzucić nałóg, ale z takimi kolegami 'od szprycy' nie jest to łatwe zadanie. Jest kolorowo, energicznie, aż pewnego razu coś idzie nie tak i staje przed sądem. Zostaje uwolniony, ale z tej frustracji strzela sobie działkę, po której ląduje w szpitalu a następnie w swoim własnym dziecinny pokoju wytapetowanym autkami.
Dopiero wtedy 'rzucenie nałogu' to nie tylko puste słowa, ale autentyczny czyn.
Poci się, krzyczy, ma halucynacje, ale udaje mu się to.
Wynosi się di Londynu, znajduje pracę. Wydawać by się mogło, że wyszedł na prostą.
Ale o czymś zapomniał...mianowicie o swoich 'kumplach'.
I wtedy historia zatacza koło i Ronson znajduje się tam gdzie na początku filmu.
Wszystko na marne....
"Trainspotting" to portret człowieka uzależnionego. Nie jest zachęto do 'brania'. On ukazuje tylko jakim człowiek się staje gdy weźmie 'działkę'. Zero honoru, zero moralności, zero skrupułów.
Każdy dba tylko i wyłącznie o swoje własne cztery litery, a innych wykorzystuje tylko dla własnego zysku.
Pan Boyle pokazuje nam to co już wiemy : narkotyki są złe i potrafią zrobić z Ciebie monstrum. Nie powiedział tego bezpośrednio, bo wtedy nie było by tego filmu, nie było by tych dyskusji.
Czasami trzeba obejść temat na około by dotrzeć do publiki.
Blacque M.
1 komentarze