Filmowy Mix (XVII)

września 08, 2013

Jeździec znikąd (2013)
5/10

Tym razem Johnny Depp wciela się w rolę zdziwaczałego Indianina Toto, który ratuje strażnika Texasu i w końcu razem stawiają czoła bandytom.
Ten film był mocno reklamowany, za mocno.
Miała być kowbojska wersja Piratów z Karaibów, ale scenariusz wyszedł dosyć nieudolnie, jest masa luk, o których producenci albo pozapominali albo je kompletnie zignorowali. Rzucają się w oczy, zwłaszcza dla nałogowych kinomanów, ale jeżeli ktoś nie ma nic do roboty an wieczór to Jeździec serwuje nam całkiem fajną rozrywkę, ale nic poza tym.


Cesarz (2012)
7/10

Produkcja miała swoją premierę we wrześniu zeszłego roku, odbiła się jednak bez echa. Oparta na faktach historycznych:

"Japonia tuż po zakończeniu II wojny światowej. Generał MacArthur (Tommy Lee Jones) stoi na czele amerykańskich sił zbrojnych zarządzających krajem po kapitulacji. Jego decyzje odcisną piętno na losie japońskich obywateli przez najbliższe lata. Najtrudniejsza z nich dotyczy cesarza Hirohito – czy powinien być sądzony i skazany jako zbrodniarz wojenny? Zadanie zebrania materiału dowodowego w tej sprawie otrzymuje generał Bonner Fellers (Fox). Jego związki z Japonią są szczególne – wspomnienia romansu z japońską studentką Ayą są tak silne, że generał postanawia odnaleźć dziewczynę w zniszczonym przez wojnę kraju."

Przyzwoita produkcja z dobrą grą aktorską, tylko sądzę, że wątek miłosny pozostawił mnóstwo niedopowiedzeń, przez co pozostał niesmak na zakończenie seansu.
Dobrze jest widzieć, że kino historyczne jeszcze nie wymarło.


Ave (2011)
8/10

Bułgarski film drogi.
Dwójka outsiderów spotyka się przypadkiem łapiąc stopa i odtąd w niemym porozumieniu podróżują razem, gdzie tytułowa Ave wplątuje ich w coraz to bardziej zawiłe historyjki wyssane z palca.
Znakomita opowieść o odrzuceniu i poszukiwaniu choć chwili uwagi, za licznymi kłamstwami kryjąc swoją prawdziwą twarz.
Mam sentyment do tego typu dzieł, dlatego zawsze chętnie po nie sięgam, choć do uczucia katharsis brakuje mi jeszcze tyyyyyyyyle.



Sklep dla samobójców (2012)
9/10

Francuski musical, o którym dopiero teraz zrobiło się trochę głośno. Przez wielu niedoceniany, zhejtowany, albo zupełnie ignorowany. Nie zaprzeczam, że tematyka jest dosyć kontrowersyjna, chociaż jak tak dalej pójdzie to w dobie internetu za parę lat nic już nie będzie wystarczająco szokujące.

Gdzieś tam istnieje szare bure miasto, w którym odebranie sobie życia należy do codzienności. Może jest tam obecny kryzys, a może nie, w sumie na jedno wychodzi - ludzka pazerność i żerowanie na czyimś nieszczęściu jest w cenie. Sprzęt ułatwiający skok na drugi świat znajduje się w rodzinnym biznesie państwa X (nazwisko nie podane), którym  bankructwo raczej nie grozi, do czasu. Przedsiębiorcza rodzinka powiększa się o małego brzdąca, który jak na złość nie odziedziczył rodzinnej melancholii i robi wszystko by klienci sklepiku znów odzyskali radość życia.

Francuski to miód dla uszu, dopóki samemu się tego języka nie trzeba uczyć (ah ta gramatyka...), bez niej Sklep dla samobójców straciłby swój urok, nie wyobrażam sobie zdubbingowania tej produkcji, toż to była by zbrodnia. Dodatkowym atutem filmu P. Leconte'a jest kreska jaką całość jest wykonana. Generalnie jest to produkcja warta polecenia, nie zawiedziecie się.



Hasta la vista (2011)
8/10

Kolejny hit producentów Nietykalnych, który dotyka drażliwej tematyki, która często jest pomijana.

Trójka przyjaciół nie tak całkiem sprawnych nabiera apetytu na życie, ale bez kurateli rodziców.
Ich celem staje się podróż do domu uciechy dla takich jak oni.
Jednak co to byłby za film, gdyby wszystko szło jak z płatka?

Bardzo dobra produkcja obyczajowa, której szlaki zostały już przetarte. Jest tam parę niedociągnięć, ale na leniwą pochmurną pogodę jest to dzieło w sam raz.
Prawdziwe bez zbędnego słodzenia.


You Might Also Like

5 komentarze

Popular Posts