Like a Bird

listopada 24, 2014


Póki co najnowsze dzieło meksykańskiego reżysera A.G. Inarritu zachywca tylko  festiwalową publiczność. Na Festiwalu filmowym Mannheim - Heidelberg 2014 Birdman był pokazywany cztery razy, za każdym razem sala była wypełniona po brzegi i pozostawała taka do końca seansu.

Birdman nijako pasuje do wcześniejszej twórczości Inarritu, ani formą narracji ani ruchami kamery, nawet historią, którą widz śledzi oczami eks superherosa. Na portalach filmowych ta amerykańska produkcja pląsuje się w dziale komedia, ale nie jest to właściwa szuflada.
Po seansie na usta ciśnie się określenie Tragi- Komedia, pomimo dużej dawki humoru, narracja jest prowadzona w sposób ironiczny, satyryczny, właściwie typowy dla gatunku czarnej komedii. Tak że niby się śmiejemy, ale kilka sekund później popadamy w melancholię.

Ile jest w tym prawdy....


Michael Keaton wciela się w tytułową rolę Birdmana, Superherosa, dzięki któremu zdobył sławę i uwielbienie publiczności na całym świecie. Starszy aktorzyna znajduje się w punkcie kryzysu, problemy z dorastającą, niezbyt przyjemną córką (znakomita rola Emmy Stone w końcu pokazująca pazur), nadmiar alkoholu, ekranizacja nikomu nieznanej sztuki teatralnej, przy której próbach ciągle dochodzi do wypadków i to pragnienie by ostatecznie wyrwać się ze szponów ptaka drapieźnego, tak wielkie, że samo w sobie zaczyna go blokować. Zbyt wielki ciężar dla sfrustrowanego Riggana, gdzie nawet jego domniemane nadprzyrodzone umiejętności nie są w stanie pomóc.
Po kolejnym, nieco groźnym incydencie, jeden w drugoplanowych aktorów zostaje wysłany do szpitala, na jego miejsce trafia młodszy, charyzmatyczny, niepokorny duch- Mike (w tej roli Edward Norton).
Już od początku wiadomo, że nię będzie łatwo zapanować nad Mikiem, który ciągle pokazuje pazury. W zestawieniu z Birdmanem wypada jak kociak spragniony akcji. Ptaszek próbuje zapanować nad sytuacją, ale kiepsko mu to wychodzi, dopiero zmęczony ciągłą walką z samym sobą, się poddaje i oddaje pierwszeństwo kociakowi po solarium.
Znakomity aktorski duet, których kłótnie ogląda się z uśmiechem na twarzy i współczuciem dla Riggana, jak on tak może wytrzymać? Kiedy w końcu pęknie?
Poza sceną Mike jest równym gościem, twardym słowami stawia Eks Seperherosa do pionu, przynajmniej on tak sądzi... a Riggan...cóż zdaje się chwiać na jego krótkich ptasich nóżkach.
Wraz z rozwojem akcji potężny drapieźny ptak jakim był na początku zdaje się  przemieniać w wystraszonego goląbka.


Jego pozycja aktorska chwieje się nie tylko poprzez stres, jakim jest ekranizacja nikomu nieznanej opowieści Raymonda Carvera " What we talk about when we talk about love", dzięki której w końcu chce się uwolnić z szuflady, do której został wpakowany przez publiczność i przez wytwórnię, która wyprodukowała kasowe komercyjne płytkie hity o człowieku ptaku. Przypomina w tym nieco gwiazdy Old Hollywood, o których wizerunkach to właśnie te filmowe giganty decydowały. 

Przy tej okazji warto zadać sobie pytanie ile spośród publiki Broadwaya wybiera się na tą sztukę, dla samej sztuki, a ile dla znanego nazwiska? 

Niepewność Riggana zostaje zaostrzona poprzez konflikty z niepokorną córką, ktora w pewnym momencie filmu wypowada ostrą wiązankę skierowaną ku ego ojca. W tej scenie cały kinowy ekran wypełnia detaliczne zbliżenie na twarz Emmy Stone alias Sam. Jej mimika, każda drobna zmarszczka i te duże prawie przezroczyste oczy, wbijają widza bez litości w fotel, nie pozwalając na odwrócenie wzroku. Nawet jeżeli Birdman nie zbierze dobrych recenzji (w co wątpię) to warto się na niego wybrać tylko dla tej sceny. Panna Stone w końcu pokazała na co ją stać, mimo że w tej produkcji ma mało scen, rażą one niezwykłą intensywnością.


Jak przed laty Nelly Fortado wyśpiewała: I'm like a bird i'll only fly away/ I don't know where my soul is/ I don't know where my home is, tak bohater filmu Inarritu wybiera się na poszukiwanie tych cnót, które zostały mu przez społeczeństwo odebrane. Bo to właśnie społeczeństwo brutalnie przykleiło kropelką elastyczny kostium super człowieka, do zwykłego szaraczka z marzeniami i pragnieniami. Zamiast walecznego ptaka, widzimy zagubionego golębia z obrożą na nóżce, który chce być wolny, ale nie ma pojęcia w jaki sposób ma tą wolność zdobyć. 

Na myśl przychodzi mi nawiązanie do Biutiful, produkcji meksykańskiego reżysera sprzed czterech lat, gdzie główny bohater również tęsknił za wolnością, uwolnieniem się od burej egzystencj. Tam gorowaly szare kolory, smutne obrazy, z ktorych dalo sie wyczytac nadciagajaca tragedie, w Birdmanie tego brak...

Birdmana  można uznać za emocjonalne studium mocy ignorancji, mocy która tkwi w szufladkowaniu.Inarritu znakomicie prowadzi widza przez poszczegolne sekwencje, ani razu nie zdradzajac zbyt wiele. Nigdy nie wiadomo kiedy po napadzie śmiechu nadejdzie płacz, a jednak po każdym deszczu wychodzi słońce.





You Might Also Like

1 komentarze

Popular Posts