Łapy precz od mojego lobby boy'a !

kwietnia 08, 2014

Ostatnio zaniedbałam nie tylko bloga, ale też filmy ogólnie, dałam się wciągnąć z tzw alltagsstress co mi raczej na dobre nie wyszło. Na czas ferii semestralnych miałam plany i filmowe, książkowe i inne, prawie nic z tego nie zdążyłam zrealizować ku czci solidnej wypłaty no i po co?
Może i finansowo się wzbogaciłam, ale mentalnie jadę na rezerwie, a teraz zamiast pisać o moich ostatnich skromnych odkryciach kinowych nadaję sama na siebie, pfui nie takie jest przeznaczenie tej stronki, ale już wracam na odpowiedni to, choć będzie to skromny wpis :)

Twórczość Wesa Andersona  poznałam przypadkiem, szukając filmu na wieczór, kiedy mój wybór padł na Moonrise Kingdom, który z miejsca mnie oczarował przede wszystkim sposobem jakim jest prowadzona narracja... ale także wieloma innymi drobiazgami, które łącząc się dają niezapomniany efekt.

Grand Budapest Hotel obejrzałam przed premierowo dzięki uprzejmości Atlantis Odeon Kino Mannheim , za co serdecznie dziękuję.



Nie znam zbyt dobrze wszystkich filmów amerykańskiego reżysera o specyficznym stylu, ale mimo to na podstawie dwóch wyżej wymienionych dzieł widać podobieństwa, ale w dobrym stylu.
Andreson na miejsce kręcenia wybrał niemieckie miasto przygraniczne Görlitz osławione już wśród innych twórców zagranicznych za swoją charyzmę, architekturę i praktyczność. W tym rejonie panuje wysoki poziom bezrobocia, ale też duży spokój na ulicach przez co łatwiej jest zablokować część miasta na potrzeby kręcenia poszczególnych scen a i chętnych na statystów nigdy nie brakuje.
Obecnie w tytułowym Grand Budapest Hotel znajduje się centrum handlowe o ciekawej architekturze i drogich butikach.


Najnowsze dziecko Andersona jest prostą, kolorową historią z dobrze dobranymi aktorami, choć chciałabym widzieć tam nieco więcej Murray'a  to rola Revolori sprawia, że nie odczuwam z tego powodu jakikolwiek niedosyt. Z resztą wydaje mi się, że każda nawet najmniejsza rola nie stoi tutaj w cieniu, obojętnie czy dany aktor wymawia jedną czy kilka linijek tekstu, na swój dziwaczny sposób, którego teraz nawet nie potrafię opisać, jest po równo. I to jest fajne.

Jest intryga, jest romans, jest happy end. 
Jest prosto i skutecznie. 

Bez przesady, bez komputerowych efektów specjalnych i powstaje całkiem przyzwoite dzieło, które powinno spodobać się osobom w każdym wieku. 
U amerykańskiego twórcy nic nie dominuje, nie wydaje się być przerysowane, wszystko wydaje się być na swoim miejscu i w dobrych proporcjach.

A mimo to, mimo tej skromności jest to obraz, który pozostaje w głowie na dłuższy czas, bo czasem mniej znaczy więcej .


You Might Also Like

0 komentarze

Popular Posts