Merlin szuka następcy !

grudnia 14, 2012

Nietypowa, bo pisana w formie scenariusza powieść S. Kinga powieść "Sztorm Stulecia" niedawno wylądowała w mojej skrytce pocztowej.

Równie szybko łapczywie ją pożarłam.

Historia ma miejsce na wysepce pośrodku niczego, a jak to zazwyczaj tam bywa, owi mieszkańcy są bardziej jak rodzina połączona mroczną tajemnicą.
Główny bohater to właściciel sklepu jak i miejscowy szeryf, nazwisko jest znane dla namiętnych czytelników Kinga - Mike Anderson. Jego zadaniem jest uspokojenie mieszkańców i zapewnienie im bezpieczeństwa w obliczu tytułowego sztormu, który ma więcej do czynienia ze śniegiem aniżeli deszczem.
Mało tego paskudna pogoda to psikus w porównaniu z tym co los zgotował dla tej małej wysepki. 
Niczym w dobrym kryminale, już na samym początku powieści obserwujemy scenę zabójstwa nr 1, jednak zagadką nie jest odnalezienie winnego, który swoją drogą nic sobie z tego nie robi, ale odgadnięcie czego on chce. 
"Dajcie mi tego czego chcę a zniknę" 
Zainteresowany ciągle i ciągle powtarza tylko to jedno zdanie w międzyczasie mrucząc coś do siebie samego i tajemniczo wymachując rękami.
To że nie jest istotą ludzką nie jest ciężko odgadnąć. 
W takim razie kim?
"Sztorm Stulecia" ni podaje nam jasnej odpowiedzi na to pytanie, niby raz pan Anderson twierdzi że winny jest biblijnym demonem innym razem... Merlinem.
Whatever.
Akcja szybko nabiera tempa. Przybysz sieje panikę wśród mieszkańców prowokując kolejne mordy z celi w której zostaje uwięziony. Policja jest bezradna. Nikt nic nie wie.
Czysty Chaos.
Zazwyczaj jest tak, że pod koniec powieści, czytelnik dowiaduje się co i jak, ale nie u Kinga.
Tam dopiero pod koniec wiadomo, że podejrzany o pseudonimie "Merlin" po prostu chce mieć dziecko, bez kobiety, coś a la adopcja. Cóż, nikt nie żyje wiecznie, nawet istoty o nadprzyrodzonych zdolnościach.
Jak już zapewne się domyślacie dopiero teraz następuje tragedia. Tragedia dla rodziców dziecka mającego być następcą owego pana. 
Tym razem wyjątkowo King daruje sobie happy end, zastępując go bad end'em. 

Dzięki temu, iż "Sztorm Stulecia" pisany jest w formie scenariusza, przeczytanie całej powieści może czytelnikowi zająć co najwyżej jeden dzień. Mało tego, wyobrażenie sobie tego w formie filmu bądź miniserialu to psikus.
Jedni wolą książki inni ( zwłaszcza ci planujący samemu coś takiego stworzyć) scenariusze.
Ta druga opcja co nieco może ograniczać pole popisu pisarza, czy też czytelnika, serwując mu wszystko na tacy.
Jednakże jest to miła odmiana.


Blacque M.

You Might Also Like

0 komentarze

Popular Posts