Nowe dzieło, mało znanego rosyjskego reżysera Aleksandr'a Veledinsky'ego pojawiło się na scenie bez fajerwerków i równie cicho z niej zeszło. Dopiero po paru miesiącach od premiery Geograf Globus Propil zaczął zbierać pozytywne recenzje i uznanie kinomanów, którzy tłumnie zaczynają skupiać się na nowym kinie rosyjskim, a jest tam w czym wybierać.
Viktor Sluzhkin jest już nie młodym wykształconym biologiem, który częstko zagląda do kieliszka. Nic w jego życiu nie jest takie jak to sobie niegdyś wymarzył, o czym mu ciągle jego piękna żona przypomina.
Za górami nie ma szczęśca o czym główny bohater już na początku filmu się przekonał, to może spróbujemy go poszukać przed górami?
Mimo braku dyplomu z pedagogiki Viktorowi w końcu udaje się dostać pracę w szkole, gdzie dzieciaki robią co chcą i jak chcą. Mało tego zamiast biologii, ma uczyć geografii, bo to przecież to samo wg słów dyrektora.
Akcja Geografa rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: prywatnej i zawodowej. Domowe Problemy rosyjskiego wykształconego alkoholika raczej nie za bardzo mają wpływ na jego nauczanie, mimo to Viktora wzorem do naśladowania dla młodzieży raczej nazwać się na da. Lubiący sobie wypić i zagrać w karty, zamiast sztywno ładować do tych niesfornych łepetyn wiedzę o geografii postanawia zagrać z uczniami w grę, której reguły ciągle się zmieniają.
W tym samym czasie do domu głównego bohatera z brudnymi buciorami ładuje się przyjaciel od kieliszka, Budkin, który zakochuje się w żonie Viktora o czym wstydliwie mu mówi po potajemnej popijawce na terenie szkoły. W innych realiach, Geograf zareagowałby na to wyznanie z przytupem, broniąc tego co jego, ale nie w Rosji.
Zdaje się że panują tam inne reguły, gdzie kręgosłup moralny jest elastyczny niczym koci grzbiet.
Ostatecznie żoneczka ląduje za przyzwoleniem męża w ramionach kochanka, gdzie odnajduje swoje szczęście. A główny bohater tak jak wcześniej pozostaje sam, milczący, ale też zadowolony, bo może sobie popić do woli, zwłaszcza na wycieczce z uczniami, gdzie nikt nie kontroluje jego postępowań.
Wyprawa w dzicz to ciężki orzech do zgryzienia, zwłaszcza kiedy nauczyciel leży gdzieś półprzytomny w krzakach nie dbająć zanaddto o bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Kiedy młodzież postanawia go ukarać, trzymająć go z dala od ogniska i wyśpiewując ironiczną piosenkę na jego cześć, na twarzy Viktora maluje się tylko i wyłącznie głupota, a szacunek do samego siebie musiał gdzieś po drodze zgubić. Jednak ta wyprawa okazuje się być również oczyszczająca dla człowieka będącego na dnie, wkońcu poprzez brutalność uczniów i sile natury zaczyna docierać do niego co on tak naprawdę za swoim życiem wyprawia.
W tunelu pojawia się światełko i tym razem nie są to światła pociągu.
Nawet kiedy Geograf traci pracę dzięki znakomitemu filmikowi spod ręki Owieczkin Produkszyn, nie załamuje się, tylko z nadzieją spogląda w przyszłość. Wszystko będzie dobrze, zdaje się mówić jego uśmiech.
Szczęście nie jest ani za, ani przed górami, tylko w górach, trzeba się tylko na nie wdrapać.
Fabularnie Geograf przepił globus ma wiele do zaoferowania, samo streszczenie filmu scena po scenie zajęłoby parę stron, mimo to nie ma się wrażenia nadmiaru, wszystko jest dokładnie wyważone. Dzieło Veledinsky'ego w pewnej recenzji (niestety zapomniałam gdzie o tym wyczytałam...) zostało porównane do świetnego Lewiatana A. Zwiagincew'a. Pierwsza produkcja stawia na humor i satyrę, druga na powagę i cynizm, dwa różne sposoby - to samo zadanie: sportretować rosyjskie społeczeństwo. Obydwom filmom się to udało, jednak to Lewiatan ma większe szanse na dotarcie do szerszej publiki poprzez swój antyputinowski wydźwięk, Geograf musi tutaj zaufać kinomanom.
Viktor Sluzhkin jest już nie młodym wykształconym biologiem, który częstko zagląda do kieliszka. Nic w jego życiu nie jest takie jak to sobie niegdyś wymarzył, o czym mu ciągle jego piękna żona przypomina.
Za górami nie ma szczęśca o czym główny bohater już na początku filmu się przekonał, to może spróbujemy go poszukać przed górami?
Mimo braku dyplomu z pedagogiki Viktorowi w końcu udaje się dostać pracę w szkole, gdzie dzieciaki robią co chcą i jak chcą. Mało tego zamiast biologii, ma uczyć geografii, bo to przecież to samo wg słów dyrektora.
Akcja Geografa rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: prywatnej i zawodowej. Domowe Problemy rosyjskiego wykształconego alkoholika raczej nie za bardzo mają wpływ na jego nauczanie, mimo to Viktora wzorem do naśladowania dla młodzieży raczej nazwać się na da. Lubiący sobie wypić i zagrać w karty, zamiast sztywno ładować do tych niesfornych łepetyn wiedzę o geografii postanawia zagrać z uczniami w grę, której reguły ciągle się zmieniają.
W tym samym czasie do domu głównego bohatera z brudnymi buciorami ładuje się przyjaciel od kieliszka, Budkin, który zakochuje się w żonie Viktora o czym wstydliwie mu mówi po potajemnej popijawce na terenie szkoły. W innych realiach, Geograf zareagowałby na to wyznanie z przytupem, broniąc tego co jego, ale nie w Rosji.
Zdaje się że panują tam inne reguły, gdzie kręgosłup moralny jest elastyczny niczym koci grzbiet.
Ostatecznie żoneczka ląduje za przyzwoleniem męża w ramionach kochanka, gdzie odnajduje swoje szczęście. A główny bohater tak jak wcześniej pozostaje sam, milczący, ale też zadowolony, bo może sobie popić do woli, zwłaszcza na wycieczce z uczniami, gdzie nikt nie kontroluje jego postępowań.
Wyprawa w dzicz to ciężki orzech do zgryzienia, zwłaszcza kiedy nauczyciel leży gdzieś półprzytomny w krzakach nie dbająć zanaddto o bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Kiedy młodzież postanawia go ukarać, trzymająć go z dala od ogniska i wyśpiewując ironiczną piosenkę na jego cześć, na twarzy Viktora maluje się tylko i wyłącznie głupota, a szacunek do samego siebie musiał gdzieś po drodze zgubić. Jednak ta wyprawa okazuje się być również oczyszczająca dla człowieka będącego na dnie, wkońcu poprzez brutalność uczniów i sile natury zaczyna docierać do niego co on tak naprawdę za swoim życiem wyprawia.
W tunelu pojawia się światełko i tym razem nie są to światła pociągu.
Nawet kiedy Geograf traci pracę dzięki znakomitemu filmikowi spod ręki Owieczkin Produkszyn, nie załamuje się, tylko z nadzieją spogląda w przyszłość. Wszystko będzie dobrze, zdaje się mówić jego uśmiech.
Szczęście nie jest ani za, ani przed górami, tylko w górach, trzeba się tylko na nie wdrapać.
Fabularnie Geograf przepił globus ma wiele do zaoferowania, samo streszczenie filmu scena po scenie zajęłoby parę stron, mimo to nie ma się wrażenia nadmiaru, wszystko jest dokładnie wyważone. Dzieło Veledinsky'ego w pewnej recenzji (niestety zapomniałam gdzie o tym wyczytałam...) zostało porównane do świetnego Lewiatana A. Zwiagincew'a. Pierwsza produkcja stawia na humor i satyrę, druga na powagę i cynizm, dwa różne sposoby - to samo zadanie: sportretować rosyjskie społeczeństwo. Obydwom filmom się to udało, jednak to Lewiatan ma większe szanse na dotarcie do szerszej publiki poprzez swój antyputinowski wydźwięk, Geograf musi tutaj zaufać kinomanom.